poniedziałek, 30 grudnia 2013

11. "Bo wiesz, Kochanie, ..."




- Tato, gdzie idziesz? - słyszę głos naszych dzieci, gdy w pewnym momencie wigilijnej kolacji wstaję od stołu w naszym wielkim rodzinnym domu, w którym teraz mieszkam razem z Adasiem, naszym najmłodszym dzieckiem, który swoje dzieci już odchował i jego żoną, Mileną. - Tato, proszę, bądź w tym dniu z nami...

- Nie mogę, synku... Muszę być z mamą...
- To pójdziemy do niej wszyscy.


Godzinę później siedzę już ze wszystkimi w jednej z sal w specjalistycznej klinice pod Warszawą i przyglądam się śpiącej żonie, która spokojnie leży w swoim łóżku. Dzieci po chwili wychodzą, a w sali zostajemy tylko my. Kładę się obok ciebie i lekko całuję w policzek. Kiedyś obiecałem ci, że zawsze przy spotkaniach z Tobą będę mieć na sobie czapkę Świętego Mikołaja, byś bez problemy mnie rozpoznała. Powoli otwierasz oczy i z lekkim przerażeniem zerkasz na mnie, lecz już po chwili spokojniejesz i przytulasz się do mnie.



- Zbyszek?

- Tak kochanie, to ja... - składam delikatny pocałunek na twoich pomarszczonych ustach.
- Opowiedz mi to wszystko jeszcze raz... - prosisz, więc nie pozostaje mi nic innego, jak opowiedzieć ci całe nasze życie od początku...



Pamiętasz Kochanie, jak wyglądały nasze Święta lata temu?



Kilka dni przed Wigilią ubieraliśmy wspólnie choinkę. Pamiętasz, jak podnosiłem cię, żebyś mogła na samym czubku drzewka zamontować gwiazdę, która miała symbolizować tą, za którą podążali Trzej Królowie. Pamiętasz, jak podążałem za tobą obwieszony kolorowymi lampkami albo łańcuchami, które drażniły moją skórę, bo zawijałaś mi je wokół szyi, a ty szłaś przede mną i delikatnie układałaś je na gałązkach drzewka. Pamiętasz, jak co święta musieliśmy dokupować nowe komplety bombek, bo przy rozbieraniu drzewka po Świętach zawsze coś tłukliśmy. Pamiętasz, jak na sam koniec gasiliśmy główne oświetlenie i kochaliśmy się na puszystym dywanie w blasku lampek? Bo wiesz, Kochanie, ja nadal to wszystko pamiętam.



Pamiętasz, jak pewnego roku oboje zbiegiem okoliczności znaleźliśmy się w Warszawie na Placu Zamkowym i bawiliśmy się razem z koncertem Polsatu. Wtedy się poznaliśmy. Stałaś obok mnie przez kilka godzina, a ja dopiero w momencie wybicia północy zdecydowałem się, żeby cię pocałować, bo mi się spodobałaś. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia, lecz ty od początku byłaś sceptyczna. Poznałaś mnie, kim tak na prawdę jestem już w tej chwili i bałaś się mieć cokolwiek wspólnego ze mną, ale ja się nie poddałem. Pamiętasz, jak nie pozwoliłem ci wtedy odejść bez jakiegoś namiaru na ciebie. Poszedłem za Tobą do samego domu i błagałem, żeby powiedziała chociaż, jak masz na imię. Bo wiesz, Kochanie, ja walczę o wszystko.



A pamiętasz, Kochanie, jak zabrałem Cię w góry i to właśnie tam, w jednej z góralskich chatek spędziliśmy we dwójkę całe Święta i Nowy Rok, bo mi trener odpuścił. Ciemny las, a na małej polanie jeden domek. Nasz. Nikogo w pobliżu kilometra. Tylko my. Nasza wyjątkowa magia. Pamiętasz, jak rozpakowywałaś prezent i w kieszeni sukienki znalazłaś małe czerwone pudełeczko. Ja pamiętam doskonale, jak momentalnie twoje oczy się zaszkliły, a po policzku zaczęły płynąć łzy, gdy uklęknąłem przed Tobą i prosiłem, byś została moją żoną. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale gdy nic wtedy nie odpowiadałaś, myślałem, że jedynym wyjściem jest to, żeby skończyć ze sobą, jeśli się nie zgodzisz, bo nie dałbym sobie rady patrzeć, jak jesteś z kimś innym. Bo wiesz, Kochanie, ja innej już nigdy nie pokocham.



A pamiętasz Kochanie nasze wspólne święta w 2015 roku? Wigilia spędzona w naszym wspólnym mieszkaniu w Warszawie tylko we dwoje, pasterka w jednym z kościołów w stolicy, spacer wśród prószącego śniegu po starówce, aż wreszcie noc spędzona przy choince. Dopiero samo piątkowej Boże Narodzenie było dla nas dniem rozjazdu. Najpierw moja rodzina potem twoja. Pamiętasz jak noc przed ślubem spędziliśmy osobno? Ja już w hotelu, gdzie miało odbyć się wesele, a ty w swoimi rodzinnym domu. Pamiętasz, jak zadzwoniłem do ciebie przed snem, aby jedynie usłyszeć twój głos i powiedzieć "kocham cie". Bo te ostatnie chwile przed północą były ostatnimi jako dwie odrębne jednostki. Bo wiesz, Kochanie, ja już bez ciebie nie potrafiłbym żyć.



Pamiętasz, Kochanie, gdy staliśmy ramię w ramię przed ołtarzem w jednym z bydgoskich kościołów. Pamiętasz jak za naszymi plecami stali twój brat Łukasz i moja siostra Ania. Pamiętasz, jak nasze ciała drgały. Nasze serca biły w takim samym rytmie, a i oddechy przyspieszyły, gdy ksiądz wypowiedział słowa "Co Bóg znaczył, człowiek niech nie rozdziela". To był najwspanialszy moment w moim życiu. Ale potem na weselu powiedziałaś mi, że uszczęśliwisz mnie jeszcze bardziej i w niedalekim czasie dasz mi dziecko. Jak się później okazało była ta dziewczynka. Mała Karinka. Pamiętasz, jak w szpitalu wybieraliśmy dla niej imię. Uznaliśmy, że imię dostanie po mojej prababci. Była taka malutka i nasza. Leżała na twojej piersi i nieśmiało się do mnie uśmiechała. Bo wiesz, Kochanie, bez ciebie nie było by naszej kruszynki.



Pamiętasz, Kochanie, jak przez własną głupotę o mały włos dopuścilibyśmy do rozwodu. Zostałaś w Polsce z małym dzieckiem i całym naszym życiem sama, a ja wyjechałem do Turcji. To był chyba najgorszy błąd w moim życiu. Od niby najlepszych przyjaciół docierały do mnie przecieki, że ktoś pojawił się w twoim życiu, że to z jakimś mężczyzną spędzasz czas, że to on nosi nosidełko z Małą, a nie ja. Ktoś doradził mi, żebym zostawił cię i walczył o córkę. Ale na szczęście przed wejściem na salę wykrzyczałaś mi całą prawdę i to, że kochasz jedynie mnie. Odwołaliśmy wszystko, a po dziewięciu miesiącach na świat przyszło nasze drugie dziecko, nasz owoc miłości, nasz Michałek. Bo wiesz, Kochanie, dzięki tobie byłem szczęśliwy.




- Więc byliśmy szczęśliwi? - pytasz mnie, gdy kończę całą opowieść. 

- Bardzo... 
- Teraz już pamiętam, ale wiesz, że jutro będziesz musiał mówić mi to wszystko jeszcze raz?
- Robię to już od dziesięciu lat, Skarbie, i nie zamierzam przestać, bo Cię kocham...
- Ja ciebie też... Przyjdziesz jutro, żeby opowiedzieć mi to wszystko jeszcze raz?
- Przyjdę Asiu...


Żegnam się z Tobą i, podpierając się laską, wychodzę z Twojej sali. Idę szpitalnymi korytarzami do wyjścia. Przekraczam drzwi budynku i patrzę w niebo. Dlaczego mnie tak krzywdzisz, Boże? Dlaczego to ona musi przez to przechodzić? Dlaczego każdego następnego dnia muszę walczyć o to, by zapamiętała chociaż nasz znak rozpoznawczy? Czuję, jak łzy zaczynają płynąć po moich policzkach. Czas wracać do domu. Wsiadam do samochodu syna i odjeżdżam spod budynku, widząc twoją postać w oknie. Taki sam widok moje oczy spostrzegają każdego następnego dnia. Jednak w Sylwestra na niebie rozbłyskuje tysiące światełek. Naszych małych opowieści...


Bo wiesz, Kochanie, Ty nadal jesteś moim całym światem. Nawet teraz, gdy mnie już nawet nie pamiętasz...


~*~*~

Przepraszam za to na górze, ale po prostu musiałam wylać z siebie cały smutek, który ostatnio gromadzi się w moim sercu właśnie za sprawą miłości. 
Mam nadzieję, że Zbyszek i Asia w moim wykonaniu się wam spodobali. 
Nie życzę nikomu, by przechodził przez coś takiego, co tu opisałam. 
Inspiracją najpierw była muzyka, a jak zaczęłam pisać, to przypomniał mi się pewien film. Niestety nie pamiętam tytułu, ale fabuła była chyba taka sama jak mojej historii.
Pozdrawiam serdecznie :*

Życzę wam wspaniałej zabawy na wszystkich balach sylwestrowych, imprezach czy po prostu wieczorach spędzonych przed telewizorem czy komputerem. Niech dwutysięczny czternasty będzie lepszy od dwutysięcznego trzynastego, ale gorszy od dwutysięcznego piętnastego. Niech się Wam po prostu dobrze wiedzie :D :*


niedziela, 22 grudnia 2013

10. "Nie rozmawiamy tylko kleimy pierogi, uczestniku programu "Perfekcyjna Pani Kuchni"! "


Stoisz w kuchni lepiąc pierogi razem ze swoimi dziećmi, z którymi możesz spędzić czas od bardzo długiego czasu. Twoja córka, dojrzała jak na swój wiek, daje rozkazy tobie i swojemu bratu machając drewnianym wałkiem.
-Córcia, pozabijasz nas tym wałkiem.
-Nie pouczaj mnie tato. To ja tutaj daje rozkazy.- weszła na taboret i zaczęła swój monolog.- Ja, czyli Perfekcyjna Pani Kuchni znana bliżej jako Paulina Gierczyńska, daje rozkazy uczestnikom mojego programu! Chcę, abyście ulepili te pierogi, pronto!
-Skąd ty znasz takie słowa?- zapytał ze śmiechem Krzysztof.
-Nie rozmawiamy tylko kleimy pierogi, uczestniku programu "Perfekcyjna Pani Kuchni"!
-Przykro mi, że muszę to powiedzieć, ale to ja jestem Szefem tej kuchni i nie życzę sobie, żeby Perfekcyjna rządziła w moim domu stając na taborecie, bo prędzej czy później z niego spadnie i moja żona będzie zła. Pronto!
-Zapamiętam to sobie.- powiedziała dziewczynka mrużąc oczy.- Co tam robisz, młody?
-Mieszam kapuchę!- odpowiedział maluch, śmiejąc się.- Kapucha, kapucha, kapucha!
-Ty też mogłabyś mi pomóc.- powiedział siatkarz do swojej córki, które wzięła do rąk szklankę i zaczęła wycinać koło w cieście.- Bardzo mądry pomysł.
Ciągle cieszysz się, że możesz spędzić czas ze swoją rodziną. Zawód sportowca wymaga od ciebie wielu wyrzeczeń, ale rodziny nigdy się nie wyprzesz! To te małe szkraby dają ci radość w życiu, dzięki nim twoje życie staje się kolorowe. Twoja żona zawsze cię wspiera niezależnie od tego co się dzieje. Czuwa, aby woda sodowa nie uderzyła ci do głowy, żebyś spędzał czas z nią i dziećmi, żebyś pamiętał, że ciągle masz rodzinę.

Następnego dnia idąc żorskim rynkiem spotykasz kibiców Jastrzębskiego Węgla. Niektórych z nich poznajesz, ale nie zwracasz na nich uwagi. Aktualnie jesteś na spacerze ze swoją rodziną, nie jesteś siatkarzem. Widzisz, że nastolatki chcą do ciebie podejść, ale wstydzą się.
-Wiesz, że nie chcę abyś rozdawał autografy i robił sobie z nimi zdjęcia.- mówi do ciebie Kasia.- Od tego są mecze.
-Wiem, Słońce, wiem.- całujesz ją w policzek i idziecie dalej tropem swoich dzieci. Widzisz jak rodzeństwo tarza się w śniegu, sypią się nim nawzajem, rzucają nieudanymi śnieżkami.
-Kto by pomyślał, że dwa dni przed świętami spadnie śnieg i będzie go na tyle dużo, że będzie sięgał po kostki.- powiedziała twoja żona.
-Dzieciarnia. Dawidek wysłał list do Mikołaja, żeby spadł śnieg i ta-dam! Na życzenie małego spadł śnieg.- odpowiadasz z uśmiechem na twarzy.- A Paulina wyliczyła, że w okresie świątecznym spadnie śnieg. Okres ten zaczyna się od grudnia, aż do stycznia.
-Jednak mądre mamy dzieci.- mówi kobieta, ale po chwili żałuje tych słów. Mały Dawidek wywrócił się na lodzie uciekając przed siostrą, która ze śniegiem w dłoni chciała mu wysmarować twarz.
-Paula, co ty wyprawiasz?- pytasz się córki, która staje obok ciebie. Twoja żona biegnie do płaczącego malucha i podnosi go z ziemi.
-U nas w szkole chłopcy robią nam smarowanko i chciałam je zrobić Dawidowi.
-Co to jest to całe "smarowanko"?
-Smarowanie twarzy śniegiem.
-Chyba przejdę się do tej waszej szkoły.- mówisz pod nosem.- Chodź idziemy.

Resztę dnia spędzasz w domu oglądając skoki narciarskie razem ze swoim synem, natomiast Kasia wraz z Pauliną pieką ciasta i pierniczki. Zajadacie się ciastkami, które notabene miały być na świąteczną kolację.
-Ja kiedyś będę jak Kamil!- mówi Dawidek skacząc przed ekranem telewizora. Po chwili znajduje się na kanapie, "przygotowując się do skoku". Widzisz, że chce skoczyć, ale nie pozwalasz mu na to. Wstajesz z kanapy, łapiesz malucha za biodra i kręcisz się z nim wokół własnej osi. Czterolatek piszczy z radości i właśnie z tego powodu do salonu wchodzą kobiety domu.
-Co wy wyczyniacie?- pyta się Miłość twojego życia.
-Chciałem skoczyć z Mamuciej Skoczni jak Kamil, ale tata mnie porwał.- odpowiada chłopczyk, przytulając się do twojej szyi.
-I tylko z tego powodu to całe zamieszanie?!- bulwersuje się Paula.- Idę robić dalej ciastka.
-Córcia, a mogę mieć jeszcze prośbę?- zatrzymujesz dziewczynkę, która obraca się w twoją stronę z miną złoczyńcy.- Zaśpiewasz nam tą piosenkę, którą śpiewałaś w szkole?
Paulinka biegnie do swojego pokoju po mikrofon i płytę CD, a ty uśmiechasz się do żony. Teraz przynajmniej kobieta ma czas, żeby pobuszować w kuchni bez "pomocy" córki. Dziewczyna wbiega do pokoju z całym sprzętem, a Kasia znika w kuchni. Siadasz z Dawidem na kanapie i patrzysz jak Paula podłącza mikrofon do telewizora, płytę wkłada do nośnika i zwraca się do was.
-A co mam zaśpiewać, bo mam 2 piosenki w repertuarze?
-Wszystkie córcia, z chęcią posłuchamy, co nie Dawid?
-Tak, tak! Śpiewaj!- odpowiada uradowany chłopczyk podskakując na kanapie.
-Okej, więc najpierw zaśpiewam Snow is falling.


-Dajesz Paula!- razem z Dawidem bijesz jej brawo dodając trochę otuchy. Widzisz, że stresuje się, ale po chwili napięcie opada i zachowuje się jak profesjonalistka.
Jak na dziesięciolatkę, Paulina zna bardzo dobrze angielski. Zapewne, nie wie dokładnie co tak naprawdę słowa piosenki oznaczają, ale wczuwa się jak prawdziwy artysta. Cieszysz się, że ma jakieś zainteresowania, które nie są związane z siatkówką. Chcesz, żeby spełniała swoje marzenia, a aktualnie marzy o byciu piosenkarką, jak duża ilość dziewczynek w jej wieku. Nigdy nie wspominała, że chciałaby uprawiać jakiś sport, dlatego nie zmuszasz jej do tego. Wspierasz ją w jej zainteresowaniach i zapisałeś ją na lekcje śpiewu. Nauczycielka mówi, że mała radzi sobie bardzo dobrze, a ty niestety nigdy nie byłeś na jej występie. Dlatego starasz się regularnie słuchać jak śpiewa w domu i często prosisz, aby śpiewała dla ciebie. Nigdy nie masz dość jej słodkiego głosiku.
Razem z Dawidem klaszczecie w rytm muzyki i kiwacie głowami jak pieski w samochodach. Przez głośniki wydobywa się jej głos, stara się nie fałszować i wychodzi jej to bardzo dobrze. Przynajmniej ty tak uważasz, chociaż dobrym muzykiem nie jesteś, tancerzem również. Paulina odziedziczyła geny po Kasi.
Ani trochę nie zastanawia się nad tekstem piosenki, słowa wydobywają się z jej usta automatycznie. Myli niektóre słowa, ale nie przejmuje się tym. Zachowuje się jakby nic się nie stało i śpiewa dalej. Gdybyś nie znał tekstu piosenki, pewnie nie zauważyłbyś tych błędów. Przechadza się po całym pokoju w rytm piosenki i gestykuluje. Udaje, że obok niej są gitarzyści i "tańczy" koło nich. Kręci się wokół własnej osi i łapie wymyślony śnieg. Podchodzi do kanapy i przybija wam piątki oraz niewidzialnym "fanom". Odchodzi od was i staje blisko telewizora. Chwilę potem sama znajduję niewidzialną trąbkę i zaczyna na niej grać. Muzykalne dziecko nie ma co! Dawid podskakuje na kanapie i ukazuje rząd mleczaków. Gdy kończy śpiewać razem z Dawidem bijecie jej brawo. Nawet z kuchni słychać brawa!
-Bis! Bis! Bis!- krzyczycie wraz z synem.
-Dziękuję, dziękuję!- kłania się przed wami z wielkim uśmiechem.- Teraz zaśpiewam Jingle Bell Rock, wersja Hilary Duff.


Po występie dziewczynka ponownie się kłania.
-Brawo córcia! Pięknie śpiewasz!- mówisz z wielkim uśmiechem na twarzy. Dawid biegnie do siostry i przytula się do niej. 
-Super, siostrzyczko!
-Dziękuję bardzo!- mówi zawstydzona Paulina. Na jej policzkach są czerwone rumieńce, które dodają więcej urody tej pięknej dziewczynie.- Mamuś, jak mi poszło?!
-Wspaniale!
-Dziękuję! Pomóc ci?
-Nie musisz, radzę sobie.
-Dobrze.- odpina cały sprzęt, zanosi go do swojego pokoju i wraca do salonu siadając na kanapie, przytulając się do ciebie.- Tatusiu, cieszę się, że wreszcie spędzasz z nami czas.
-Ja też Królewno. Nie wiesz jak stęskniłem się za wami.- do twojego drugiego boku przytula się do Dawidek, uśmiechając się do siostry. Ona odpowiada na jego gest, również tym samym.- Czy wy przypadkiem czegoś nie knujecie?
-Nie, czemu ci to przyszło do głowy, Tatku?- broni się Paulina.
-Nie wiem, tak jakoś. Kocham Was!- całujesz każde dziecko w czubek głowy.
-A my ciebie!- odpowiadają chórem, a do pokoju przychodzi Kasia.
-O mamie to nikt nie pamięta?- pyta ze smutną minkę. Rodzeństwo wyrywa się i biegnie do blondynki. Przytula się do niej, zapominając o tobie. Ty również podchodzisz do żony, dajesz jej buziaka i przytulasz.
W ten świąteczny czas nie nazywasz się Krzysztof "Gierek "Gierczyński - siatkarz Jastrzębskiego Węgla, reprezentant kraju. Jesteś Krzysiek Gierczyński - mąż Katarzyny, ojciec dwójki wspaniałych dzieci, kucharz i sprzątaczka. Wreszcie spędzasz czas tylko z rodziną. Nie przejmujesz się siatkówką, nie wspominasz o wygranej z Ankarą i o 1 miejscu w grupie. Aktualnie interesujesz się tylko rodziną, bo to ona jest najważniejsza w ten świąteczny czas.

~*~*~
Witajcie!
Starłam się, aby te opowiadanie było czysto świąteczne, ale czy mi się udało zostawiam do waszej opinii :) Udziela mi się świąteczna atmosfera mimo, że śniegu brak ;( Mam nadzieje, że choinki ubrane, pierogi się lepią, a składniki do ciast czekają do wykorzystania? :]
Warto wspomnieć, że do napisania tego opowiadania pomogła mi płyta Justina Biebera "Under the Mistletoe". Duża liczba osób kojarzy go z piosenką "Baby", która była niewypałem, ale ta płyta jest naprawdę wspaniała :)
Zapewne nie zobaczymy się tu przed Wigilią, dlatego Życzę Wam dużo Zdrowia, Szczęścia, Spełnienia Marzeń, Ciepła, Radość, Czasu spędzonego wraz z rodziną i czego sobie Wymarzycie :)
Całuje, Maniek :*

piątek, 13 grudnia 2013

9. "Bo ona jest jedynym skarbem, którego nie mogę mieć..."


Masz dosyć zbliżającej się wielkimi krokami zimy. Najchętniej zamknąłbyś się w rodzinnym domu i nie wychodził stamtąd, dopóki nie zapomnisz o niej. Doskonale pamiętasz każdą rysę jej twarzy, kształt jej dłoni, odcień zieleni jej oczu, barwę jej aksamitnego głosu. Pamiętasz wszystko. Gdy tylko przymkniesz oczy, widzisz to, jak przekroczyła mury bełchatowskiej Energii. Doskonale pamiętasz, jak jej szpilki stukały o wewnętrzne płytki. Doskonale pamiętasz, jak wiatr rozwiał jej długie rude włosy. Doskonale pamiętasz, jakim uśmiechem obdarzyła wszystkich przebywających w holu. Doskonale pamiętasz, jakie myśli przebiegły ci po głowie w tym momencie.

Cieszyłeś się jak małe dziecko, gdy okazało się, że będzie pracować jako masażystka. Marzyłeś o tym, by jak najszybciej skończyć trening, pognać do jej gabinetu i poczuć na swoich plecach dotyk jej dłoni. Niestety przez pierwszy miesiąc nie miałeś z nią prawie kontaktu. Jako jedyny nigdy nie byłeś przypisany jej dłoniom, a waszemu staremu masażyście. Choć raz chciałbyś poczuć jej dłonie na swoich plecach. Chciałbyś poczuć, jak sprawia ci ból, wbijając paznokcie w skórę. Chciałbyś widzieć jej rozbiegany wzrok, gdy zawisłbyś nad nią i dawał największą możliwą przyjemność. Chciałbyś słyszeć jej krzyki, gdy poruszałbyś się energicznie w jej wnętrzu. Chciałbyś móc całować ją w każdej następnej chwili swojego życia, a nie możesz nawet spokojnie spojrzeć w jej oczy.

- Ty do mnie? - słyszysz po raz pierwszy jej głos. Głos ze wschodnim akcentem. Nie zorientowałeś się nawet, że jej uroda również jest słowiańska, lecz nie polska.
- Mirkowi się syn rodzi i nie zdążył się mną zająć... - uśmiechasz się. - Tak w ogóle, to Andrzej jestem.
- Aisha... - podaje ci dłoń. Pierwszy raz możesz poczuć delikatność jej skóry. Od czubka głowy o koniuszków palców u stóp czujesz przechodzący prze twoje ciało dreszcz. - Rozbierz się i połóż na kozetce - powoli zdejmujesz swój treningowy podkoszulek, odsłaniając idealnie wyrzeźbiony tors. Specjalnie stanąłeś przodem do kobiety. Chciałeś, żeby jej wzrok zawiesił się na twoich mięśniach, chciałeś, żeby zrobiło się jej gorąco, chciałeś, by poczuła, że cię pragnie. Chciałeś ją po prostu zdobyć.
- Spodnie też? - pytasz zalotnie, a nie słysząc odpowiedzi delikatnie zsuwasz dresy, ukazując kości biodrowe.
- Nie, nie! - wręcz krzyczy i popycha cię lekko na kozetkę, na której się kładziesz. - Połóż się na brzuchu - wykonujesz jej prośbę.

Po chwili czujesz, jak jej delikatne dłonie dotykają twojego karku, jak powoli zmierzają w dół, jak zmysłowo muskają twoją skórę, jak lekko ślizgają się po twoich wyrzeźbionych ramionach. Dzięki zamkniętym oczom możesz widzieć całkowicie inne realia. Ty, ona i twoja przytulna sypialnia. Ona przygwożdżona do twojego miękkiego materaca, ty wiszący nad nią kilka centymetrów. Jej błogo zamknięte oczy, rozchylone usta, dłonie zaciskające się na prześcieradle, szybko unosząca się klatka piersiowa, kręgosłup wyginający się niczym struna, przyspieszony oddech i te słodkie rumieńce, takie jak te, które pojawiły się w momencie, gdy zdjąłeś koszulkę. Krótka chwila, gdy jej dłonie dotykały twojego ciała, a ty już potrafiłeś nie tylko wyobrazić sobie wasze zbliżenie, ale i całe życie. Widziałeś trójkę dzieci, dwa duże psy, wielki dom na obrzeżach miasta, przepiękny ogród. I was samych. Razem.

- Może to głupie, ale miałabyś ochotę na kolacje? - pytasz, zakładając swoją podkoszulkę, uśmiechając się przy tym najładniej, jak tylko potrafisz.
- Może bym chciała, ale na coś super smacznego i kalorycznego, bo jestem strasznie głodna.

Jej uśmiech wywołany przez twoje żarty jest jak lek, który ulecza twoje zmęczenie. Jej widok pozwala ci przetrwać przez pierwszy miesiąc sezonu w jak najlepszej formie. Jej dotyk sprawia, że zapominasz o bożym świecie i czujesz, jakby na te kilka minut świat stawał w miejscu. Cała ona sprawia, że chcesz być bliżej, bardziej, mocniej. Chcesz poznać ją i spędzić z nią zdecydowanie więcej czasu niż dwadzieścia minut dziennie. Dość często proponujesz jej wspólne kolacje, wypady na pizze, noce spędzone w klubach. Unosisz się kilka metrów nad ziemią, gdy z uśmiechem mówi, że chętnie się z tobą ponownie spotka. 

Jednak ostatni miesiąc nie jest już taki kolorowy. Od początku listopada zdecydowanie unika cię, nie chce, byś to do niej przychodził na masaże, nie chce, byś się do niej uśmiechał, nie chce, byś mówił, jak pięknie wygląda. Nie chcę mieć z tobą kontaktu. Zwyczajnie cie zbywa, wymiguje się nawet przed zwykłą rozmową. Po dzisiejszym treningu masz ochotę zostać na sali i uderzać w niebiesko żółtą Mikasę z całych sił. Tak również robisz. Dziś ponownie cię zbyła. Powiedziała, że ma już plany na wieczór, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Wyżywasz się. Złość wylewasz na piłkach, które rozrzucone po chwili są już po całej sali. Siadasz na chwilę na parkiecie. Myślisz... Wyjście jest tylko jedno. 

Szybko zbierasz piłki do kosza, bierzesz prysznic w opustoszałej szatni, przebierasz się w zwykłe ciuchy, pakujesz wszystko do torby i wychodzisz z pomieszczenia. Musisz powiedzieć dziewczynie, co do niej czujesz. Musisz choć raz nie stchórzyć i pokazać na czym naprawdę ci zależy, b na tej drobnej Białorusince ci zależy. Nie wiesz, czy może już wyszła do swojego mieszkania, czy może jeszcze sprząta w gabinecie. Idziesz długim korytarzem, a do twoich uszu zaczynają docierać dziwne dźwięki. Podchodzisz do drzwi, lekko je uchylasz i już po chwili okropnie tego żałujesz. Widzisz kobietę, którą mógłbyś pokochać i kolegę z zespołu. Pieprzących się na tej samej kozetce, na której ty dwa miesiące wcześniej wyobrażałeś sobie przyszłość.

- I love you - słyszysz jego zachrypnięty głos.
- I don't belive in love, Niko... You only want me... 
- Mayby... But you're special...

Nie możesz wytrzymać więcej słuchanie tego, jak jęczą, jak mówią sobie czułe słówka. Nie potrafisz znieść tego, że tak bardzo cię zraniła. Zrobiła to nieświadomie, ale ty i tak cierpisz. Siedzisz na ławce przed halą, patrzysz się w niebo i w myślach wyzywasz od najgorszych parę kochanków. W dłoni gości tak dobrze ci znana butelka wódki, którą co chwile przysuwasz do ust i przechylasz, by drażniący podniebienie płyn przedostał się do twojej krwi, byś mógł choć na chwilę zapomnieć. Zdajesz sobie sprawę, że ona jest jedynym skarbem, którego nie możesz mieć...

- Nie rób tego, nie upijaj się przez kobietą, która nie jest tego warta, nie marnuj sobie życia...
- A kim ty niby jesteś, żeby mi to wszystko mówisz, co? - stajesz na przeciwko brunetki i mierzysz ją wzrokiem, lekko się chwiejąc. Zauważasz jak pięknie jej niebieskie oczy błyszczą się ulicznym oświetleniem. Górujesz nad nią wzrostem, mimo tego, że wydaje się być ponadprzeciętnie wysoka. - Skąd cię kojarzę?
- Bo pracuje w tym samym miejscu co ty, tylko kto by tam zwracał uwagę na poczciwą recepcjonistkę, nie? - ironizuje. - Uwierz mi, ona nie jest tego warta... - wzdycha i wpatruje się w gwiazdy, które wyjątkowo są widoczne na bełchatowskim niebie. - To nie był ich pierwszy raz...
- Skąd wiesz?
- Bo to ja wychodzę z hali najpóźniej i przeważnie widzę i słyszę, jak się zabawiają... Gdzie mieszkasz? - patrzysz zaskoczony na dziewczynę. - No chcę cię podwiesić, bo w takim stanie nie pozwolę ci prowadzić tego cacka, które niedawno kupiłeś - łapie cię za dłoń i ciągnie w stronę parkingu. - No przecież cię nie wykorzystam, chodź. Tak w ogóle, to Magda jestem... Zaufasz mi?
- Nie mam wyboru... Andrzej...

Pozwalasz podwieść się pod sam blok, odprowadzić pod same drzwi i pocałować w policzek na pożegnanie. Ale nie pozwalasz już jej odejść. Prosisz cicho, by została i po prostu była za ścianą. Zgadza się po chwili. Jesteś spokojny, gdy leżąc na kanapie, opowiadasz jej ostatnie miesiące, twoja głowa spoczywa na jej kolanach, a jej dłonie delikatnie mierzwię ci włosy. Nigdy tego nie lubiłeś, a w tej chwili tak strasznie ci się to podoba. Tak samo jak cała dziewczyna, która jej zwykła, lecz ciebie trafiła chyba strzała Kupidyna. Unosisz głowę, przyciągasz jej twarz do siebie i najdelikatniej całujesz.

- Dziękuję... Jesteś chyba moim prezentem mikołajkowym... 
- Prezenty ma się na zawsze, a ja kiedyś zniknę...
- Uprzednio powodując, że będę szczęśliwy...
- To już zależy od ciebie... To twój wybór....

~*~*~

Cześć Wam :*
Jeśli pokręciłam coś w angielskim, to przepraszam.
Cała ta historia powstała w zasadzie jedynie dzięki piosence Magmy.
Jakoś tak dawno nie pisałam, wiec pomysł przyszedł i od razu napisałam:D
Nie mówię, jak się skończyło, bo to już wasza wyobraźnia musi ułożyć scenariusz, czy Magdzie i Andrzejowi się udało, czy była na długo tym jego prezentem...
Spodobało się?
Dedykowana tym, które są od dawna i w każdej chwili mogę się do nich odezwać. :*
Jeszcze dziś Pozory, jutro Sobotnia, a w niedzielę Add me wings.
Pozdrawiam :*:*

niedziela, 24 listopada 2013

8. Utraciłeś mnie kochanie...



Od zawsze marzyłam o życiu, jak o pewnej szczęśliwej, niekończącej się bajce. Od zawsze w mojej głowie nocami, gdy leżałam w łóżku, rodziły się pomysły na to, jak będzie wyglądał mój ślub. Raz miało być to we wrześniu, raz w czerwcu, a kiedyś nawet marzyłaś o ślubie w grudniu, kiedy za oknem sypał by śnieg, a uliczki oświetlone byłyby tysiącem kolorowych lampek. Szłabym wtedy w białej sukni i wdzianku z ciepłego materiału przez kościół, a ty czekałbyś na mnie pod ołtarzem. Uśmiechnięty, przystojny, zrelaksowany, kochający mnie z całego serca. A wokół naszej dwójki rozmyte sylwetki krewnych, przyjaciół, obcych ludzi, którzy przyszli na ślub sławnego siatkarza.

- Wyjdziesz za mnie?
- Wytrzymasz ze mną? Z kobietą, która od zawsze nienawidziła facetów, która od zawsze była wredna, która nigdy nie dała się pokochać?
- Mi się dałaś... Kocham cię i chcę spędzić resztę życia z Tobą.

Doskonalę pamiętam ten moment. Zabrałeś mnie wtedy na święta w góry, do Szczyrku. Dostałeś kilka dni wolnego, powiedziałeś, że mam się spakować i pojechaliśmy. Razem. Pierwszy raz czułam się, jak księżniczka. Księżniczka w twoich ramionach. Ciekawe czy pamiętasz jeszcze naszą Wigilię. Kolację w salonie właścicieli pensjonatu. Sami nas zaprosili, a my na to przystaliśmy. Ciekawe czy pamiętasz, jak starsza pani powiedziała o nas "cudowne przyszłe małżeństwo". Bo ja pamiętam. Pamiętam tak jak każde słowo przez ciebie wypowiedziane tamtego wieczora, jaki i nocy, gdy powiedziałeś, że pragniesz, żebym została twoją żoną. Ja to wszystko pamiętam.

- Tak, wyjdę... Masz sprawić, żebym nie mogła przestać o Tobie myśleć.

Potem wyjechałeś sam na rok do Surgutu, by grać w tamtejszym Gazpromie. Ja nie mogłam. Musiałam zostać w Polsce, żeby skończyć studia. Przylatywałeś do mnie i spędzaliśmy wtedy jak najwięcej czasu razem. Godzinami rozmawialiśmy o tym, jak będzie wyglądać nasz ślub, jakie kwiaty będą na stołach, jaki odcień bieli będzie mieć moja sukienka, jaki będzie mieć dekolt. Kochałeś mnie, więc wszystkim zajmowałam się ja. Jeździłam po Polsce w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na naszą uroczystość. Kiedy wróciłeś po sezonie wszystko było dopięte już na ostatni guzik. Data ślubu ustalona była na 5 wrzesień 2007 roku. To właśnie do tego czasu grałeś w Jastrzębskim.


I am done
 Smoking gun
 We've lost it all
 The love is gone 

She has won 
Now it's no fun
 We've lost it all 
The love is gone 

- Musimy porozmawiać - stwierdziłeś, wchodząc do mieszkania, które wynajmowaliśmy w Jastrzębiu.
- O czym? - zapytałam.
- Będę ojcem...
- No ciekawe z kim, bo ja się akurat jeszcze dziecka nie spodziewam - zaśmiałam się prosto w jego twarz. Nie był to jednak szczery śmiech, lecz histeryczny. - Jak to zostaniesz ojcem?!
- To nie tak, kochanie...
- Co nie tak?! Człowieku, zdradziłeś mnie, a na dodatek zrobiłeś jakiejś kobiecie dziecko! Co tu jest nie tak?! Chyba wyłącznie ja! - trzasnęłam drzwiami i wybiegłam na ulice.

Zniszczyłeś wszystko. Całą naszą magię. Całych zakochanych i szczęśliwych nas. Zniszczyłeś wszystko dosłownie pięć miesięcy przed ślubem. Zniszczyłeś siebie w moich oczach. Zniszczyłeś mnie. Zniszczyłeś każdą chwilę, każde wspomnienie, każdy skrawek naszego życia. Nie potrafię nawet opisać w słowach tego, co właśnie czuję i co dzieje się z moim sercem. Czuję, jak powoli każda moja najdrobniejsza komórka ciała umiera, jak rozdziera się na pół, znowu na pół i znowu. Czuję pustkę ogarniającą moje ciało, mój umysł, moje serce, każdy narząd, który funkcjonował dzięki miłości do Ciebie, każdą najmniejszą cząsteczkę mnie, która cię kochała.


And we had magic and this is tragic 
You couldn't keep your hands to yourself 

Jak ognia starałam się unikać Ciebie, pytań o to, co się stało. Nie chciałam o tym pamiętać, a wszystko na około nadal mi o Tobie przypominało. Otworzyłam gazetę, na jej końcu widniało twoje zdjęcie z kolegami na boisku. Włączyłam telewizor, widziałam cię ruchomego podczas meczu, jak atakowałeś, blokowałeś, serwowałeś, broniłeś bez tego blasku w oku. Nie byłeś sobą. Widziałam cię nawet w internecie, gdy prawie wszędzie pisało, że bierzesz ślub. Piątego września. Dzięki temu artykułowi wreszcie dowiedziałam się z kim mnie zdradziłeś, a kim będziesz miał dziecko. Pisali tam, że bardzo kochasz niejaką Karolinę i że już za kilka miesięcy na świecie pojawi się wasz mały skarb. A podobno to ja miałam stać na jej miejscu...

I feel like our world's been infected
And somehow you left me neglected
We've found our lives been changed
Babe, you lost me

Nawet nie wiesz, jak bolało mnie to, ze nigdzie nie wspomniałeś o mnie, że nigdzie nie pisało, że to ze mną miałeś wziąć ślub, że to ja miałam zostać twoją żoną, że to ja miałam urodzić ci dziecko. Dlatego właśnie musiałam wyjechać. Chciałam być jak najdalej od ciebie. Chciałam przestać cierpieć. Dlatego następne pięć lat spędziłam za granicą. Mieszkałam w Nowym Yorku, byłam jednym z najlepszych fachowców od reklamy, miałam wszystko. Świetną pracę, masę pieniędzy, wiele przyjemności, sławę, wielką karierę. Miałam nawet chłopaka. Byliśmy razem cztery lata. Matt dał mi poczucie, że jestem dla kogoś ważna. Nie kochałam go, lecz brnęłam w dalsze etapy naszego związku. Skrzywdziłam go. Uciekłam sprzed ołtarza, zostawiając wszystko. Rzuciłam pracę, zerwałam znajomości, spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do Polski.

Teraz mieszkam już od roku w Warszawie. Bez problemu znalazłam pracę, kupiłam duży apartament na dziesiątym piętrze z widokiem na Stadion Narodowy. I tak po prostu sobie tu żyję. Czasem gdzieś wyjadę, zaproszę kogoś na noc do swojego łóżka, spotkam się ze starymi znajomymi. A teraz moim zadaniem jest podróż do Lublina, żeby podratować wizerunek tamtejszej drużyny. O Tobie już zapomniałam. Nie ma cię już w moim sercu. Nie myślę o Tobie. Po prostu pozwoliłam ci wybrać, a ty mnie straciłeś.

Now I know you're sorry
 And we were sweet 
Oh, but you chose lust when you deceived me 
And you'll regret it, but it's too late 
How can I ever trust you again?

Wchodzę na salę, gdzie właśnie rozgrywany jest mecz. Siatkówka, którą kiedyś kochałam, teraz mnie brzydzi. Jestem tu tylko dlatego, że takie dostałam polecenie. Zniesmaczona owiewam graczy swoim wzrokiem. Kilku młodych przystojniaków, kilku starszych wyjadaczy, których pamiętam z czasów, gdy z nimi grałeś. No i oczywiście mój brat, rozmawiający akurat z jakimś zawodnikiem z "9" na plecach. Macham do niego, odmachuje mi, a po chwili osobnik z "9" odwraca się.

- Co tu robisz?
- A to nie mogę przyjechać do brata na mecz? Doskonale wiesz, że Paweł jest dla mnie najważniejszy - kuję cię spojrzeniem. Mierzymy się przez chwilę wzrokiem, dopóki do twojej nogi nie przytula się mała dziewczynka. Na oko może mieć sześć lat. Jest Twoją córką.
- Tato, chodźmy już do domu. Znudziło mi się już siedzenie z ciocią Anetą, Bartkiem i Zosią. Chcę do Mikiego - widzę, jak bierzesz ją na ręce i całujesz w czoło.
- Zaraz pojedziemy skarbie... To jest siostra wujka Pawła, wiesz. Chyba jej jeszcze nie znasz - stawiasz ją na parkiecie.
- Amelka Kadziewicz - dziewczynka podaje mi dłoń i uśmiecha się radośnie.
- Cześć. Ja jestem Laura...
- Tato, to co jedziemy? Musimy jeszcze choinkę ubrać i pomóc babci Jadzi w kuchni - ciągnie ojca w stronę wyjścia. 
- Melka daj mi chwilkę. Idź poodbijaj piłkę z dziećmi - dziewczynka posłusznie odchodzi, a mnie miażdży twoje spojrzenie. - Spędzisz te święta ze mną?
- Łukasz... A matka Amelki, a Twoi rodzice, Paweł i Aneta, moi rodzice. Co z nimi.
- Karolina nie żyje... Mała nawet jej nie pamięta... Chcę pogadać...
- Przecież rozmawiamy.
- Laura... Przepraszam... Wiem, że to głupie, ale czy mogłoby jeszcze kiedyś być między nami tak, jak wtedy? Czy mogłabyś mnie jeszcze pokochać? - unosisz mój podbródek, opierając swoje czoło na moim. - Mogłabyś?
- A ty mógłbyś, sprawić, żebym zapomniała? Bo kochać nie przestałam cię nigdy...
- Mógłbym... Tylko powiedz, że tego właśnie chcesz?
- Chcę swoich marzeń, Łukasz... A nimi jesteś ty...

Jeżeli kogoś kochasz, to pozwolisz odejść. 
Jeżeli kogoś kochasz, to pozwolisz wrócić...

~*~*~
Bo jeśli kochasz naprawdę, to już na zawsze....
Napisałam, bo miałam wenę, a i Kari mnie do tego niejako zmotywowała, bo mi cały czas mówi o szczęśliwym życiu, a ja chyba wole to zawiłe. Macie Laurę i Łukasza. Dwoje ludzi, którzy wiele stracili, wiele zyskali, wiele przeszli. I wiecie co?
Przez ten cały czas się kochali, tak prawdziwie, dojrzale, tak na prawdę...
Maniek mnie tu prosiła, żeby was jeszcze raz zaprosić na dalsze losy poprzedniej jednopartówki, więc zapraszam serdecznie na Muzyka, przyjaźń, radość, śmiech. gdzie możecie śledzić losy Kuby i Oli ;)
Pozdrawiam i mam nadzieję, że się wam spodobało,
Dzuzeppe :*

środa, 6 listopada 2013

6.4 - "... Maleństwo jeszcze bardziej Was połączy..."


Siedzisz właśnie w pustym mieszkaniu i zastanawiasz się nad tym, czy skorzystać z zaproszenia i udać się na ślubną mszę świętą. Nie wiesz czy powinieneś tam być. Albo inaczej. Ty powinieneś być tą jedną z dwóch najważniejszych osób tego dnia. Powinieneś stać tuż obok Jej boku i wdzięcznie uśmiechać się do księdza. Powinieneś walczyć jak lew, by nie potrzebować tej trzeciej szansy. Powinieneś już nigdy nie sprawić, żeby cierpiała. Powinieneś zawsze dotrzymywać obietnicy, którą złożyłeś jej w noc, w którą się pogodziliście. 


Ale ty dałeś jej w ostatniej chwili odejść. Pozwoliłeś, by uciekła sprzed ołtarza, głośno uderzając obcasami o podłogowe kafelki. Nie zatrzymałeś jej, gdy powiedziała ci, że wyjeżdża z kraju i znika dla ciebie na dwa lata. Pozwoliłeś, by zasmakowała innego życia. Sprawiłeś, żeby zmieniła się przez ciebie i nie chciała już myśleć o tej dziewczynie, która była szczęśliwa z Tobą. Udawałeś, że ją rozumiesz, lecz nawet nie chciałeś. Początkowo, chciałeś Ją znienawidzić, chciałeś, by poczuła się tak jak ty, ale już po tygodniu stwierdziłeś, że zasługiwałeś na to, żeby cię zostawiła.

Godzinę przed uroczystością zdecydowałeś, że idziesz. W końcu za mąż wychodzi twoja niedoszłą szwagierka. Wiesz, że Ona na pewno tam będzie. Ba! Kamila na pewno poprosiła Ją już o świadkowanie. Nie możesz ułożyć sobie w głowie tego, że od dwóch lat powinieneś być Jej mężem, a nie jesteś teraz nawet chłopakiem. Nie chcesz nawet rozmyślać już na temat tego, co by było, gdybyście jednak stali się małżeństwem. Od pewnego czasu nienawidzisz gdybania.


- Dzień dobry... - podchodzisz do ludzi, którzy kiedyś byli dla ciebie jak właśni rodzice i nie wiesz, co możesz dalej powiedzieć. 

- Kubuś, cieszę się, że jesteś - Jej matka zawsze się do ciebie w ten sposób zwracała. 
- Kuba... Chcemy, żebyś o czymś wiedział... Kornelia jest...
- Przyjechali! Rodzice panny młodej, zapraszam na swoje miejsca w kościele - odciąga ich młoda kobieta, która organizuje całą uroczystość. 


Nie dowiesz się jeszcze tego, co mieli na myśli państwo Wielińscy. Nie zdobędziesz wiedzy, która sprawi ponowne ukucie w sercu. Teraz koncentrujesz się na Młodej Parze. Nie widzisz Kornelii przy ołtarzu z siostrą. Nie widzisz jej w ogóle. Sam siedzisz w jednej z ostatnich ławek, docierają do ciebie tylko nieliczne słowa wypowiadane przez kapłana. Nie interesuje cię to, że dziewczynki w nastoletnim wieku mało co nie powykrzywiają sobie karków, zerkając co chwile na ciebie. 



Dopiero, gdy większość zgromadzonych udaje się do Komunii Świętej, widzisz Ją. W pięknej, długiej, fioletowej sukni, w delikatnym makijażu, rozpuszczonych włosach. Przyglądasz się Jej uśmiechniętej twarzy, a sam również się uśmiechasz. Zerkasz na Jej palec serdeczny w poszukiwaniu pierścionka albo obrączki, lecz widzisz tylko przenikliwą zieleń diamentu pierścionka, który dostała od ciebie na urodziny. oglądasz się wokoło Niej w poszukiwaniu Jej partnera, lecz widzisz tylko mężczyzn z Twojej niedoszłej rodziny. Suniesz wzrokiem po sylwetce i zauważasz delikatną wypukłość. Jest w ciąży...



Nie bawisz się na parkiecie. Nie masz ochoty wywijać do największych przebojów Disco Polo czy nawet tych typowo weselnych piosenek. Nie wędrujesz wzrokiem po ciałach pięknych kobiet, lecz patrzysz się tylko w jeden punkt. Patrzysz się na nią. Co chwilę dosiada się do niej ktoś znajomy czy krewny. Nawet na chwilę nie jest sama. Nawet przez moment nie patrzy na ciebie.



- Mogę? - pytasz, gdy wreszcie wokół niej nie kręcą się inne osoby, a innego wyboru, niż Jej zgoda, nie przewidujesz.

- Tak...
- Który to miesiąc? - otwarcie pytasz, delikatnie odsłaniając Jej twarz zasłoniętą włosami.
- Koniec trzeciego - uśmiecha się.
- A gdzie ten, co stworzył z Tobą tą małą istotkę, którą nosisz pod sercem?
- Nie ma go... Gdy tylko dowiedział się o ciąży, to zwiał. Z reszta my nawet nie byliśmy razem. 
- Co teraz będzie?
- Z czym?
- Z nami, Kornelia... Ja nadal cię kocham. Teraz to wiem. Obiecuję ci to, że to maleństwo też będę kochać, Że postaram się być najlepszym ojcem, jakim tylko będę mógł być... Kori...
- Kuba, ale przecież to nie jest Twoje dziecko...
- Jak to nie? Przecież liczy się to, kto będzie się nim zajmował, kto je będzie karmił, kto będzie wstawał w nocy, kto pokarze mu, jak żyć i przeprowadzi przez życie. Kornelia ja jestem na to gotowy. Jestem gotowy na to, żebyście oboje stali się moją rodziną... Żebyśmy byli jednością. Ja, Ty i Maleństwo... - delikatnie kładziesz rękę na jej brzuchu. Delikatnie przybliżasz swoją twarz do Niej i subtelnie muskasz jej usta.
- Ja ciebie też nie przestałam kochać...


Wszystkie twoje obietnice realizujesz tak dobrze, jak tylko możesz. Nie działasz na siłę. Nie spieszysz się. Po prostu jesteś, a Kori powoli przekonuje się do ciebie ponownie. Uwielbiasz kłaść głowę na jej klatce piersiowej, a dłońmi gładzić zaokrąglony brzuch. Uwielbiasz patrzeć na to, jak udoskonala pokoik dla Maleństwa w Waszym nowym domu za miastem nad brzegiem morza. Uwielbiasz wsłuchiwać się w jej miarowy oddech przez sen i upajać się nim, jak najlepszym narkotykiem. Bo to ona nim jest. To ona jest drugą połówką ciebie, a Maleństwo jeszcze bardziej Was połączy...


~*~*~
I to jest już jakby epilog historii Kuby Jarosza i Kornelii Wielińskiej. :(
Jak widzicie, nie potrafię skrzywdzić moich bohaterów ;)
Wiem, że mam zaległości, że nie komentuję, ale ostatnio złożyło się trochę spraw na siebie.
Ale mam dobre wiadomości. 
* W niedzielę powróci chyba już Maniek ze swoim jednopartem, który będzie równocześnie prologiem jej nowej historii  gdzie bohaterami będą Kuba Popiwczak i Aleksandra wiśniewska ;) Zapraszam do niej :P

* Powracamy również i my obie we wspólnym projekcie :D
Na razie mamy szkic w głowie i masę pomysłów, ale mamy również głęboką nadzieję, że będziecie chciały być tam z nami ;) Lights will guide you home  :D

* Trzecią dobrą nowiną jest rozpoczęcie mojej współpracy z Eternel_Hope.
Zapraszam Was do zapoznania się z naszą Metodą na szczęście  :D

Ściskam Was wszystkie :*
Dzuzeppe :*

niedziela, 27 października 2013

6.3 - Tylko rozmowa może pomóc w podjęciu decyzji...


- Przyjedź do mnie, proszę... Jestem u rodziców... - szepczesz do swojego telefonu, słysząc po drugiej stronie ziewanie swojego mężczyzny.
- Daj mi pół godziny.

Wiesz, że tyle czasu zajmie mu droga z hotelu do twojego domu. Wiesz, że przez te trzydzieści minut musisz podjąć decyzję, od której zależy całe twoje jak i jego dalsze życie. Próbujesz ułożyć sobie w głowie jakieś zdania, lecz wszystko, co jest odpowiednie, ty uważasz za irracjonalne. Nie masz siły, by głowić się nad pojedynczymi słowami. Ty musisz powiedzieć mu całość tego, co tak na prawdę czujesz i uważasz za słuszne. Musisz wybrać między byciem jego żoną, matką jego dzieci, kobietą jego życia, czy osobą, o której za parę miesięcy zapomni, a ukojenie odnajdzie w ramionach innej. Musisz wybrać...

Błądzisz myślami po wspominaniach. Myślisz o wakacjach nad możesz, a przed oczyma pojawiają ci się wasze wspólne zdjęcia. Wracasz do Świąt Wielkanocnych, widzisz jego umazaną przez ciebie twarz farbami od pisanek. Przypominasz sobie Boże Narodzenie, a jakby nawet słyszysz jedno z najszczęśliwszych pytań w twoim życiu. Słyszysz, jak mówi "Czy zechcesz zostać moją żoną?" i zaczynasz płakać, tak jak tamtego dnia. Przecież miało być łatwo, pięknie i przyjemnie...

- Kori... - szepcze twoje imię w głuchą ciszę, panującą w całym ogrodzie, gdzie siedzisz tylko ty i mały czarny kot. - Proszę, daj mi szanse... - klęka przed Tobą, a w jego dłoni zauważasz jedną, herbacianą różę. 
- Skąd... jak ją zdobyłeś? - pytasz z radością.
- Wiedziałem, że tylko ten kwiat pomoże mi o ciebie walczyć - słyszysz, jak jego głos drga, jak pociąga nosem. 
- Wiesz, że sam kwiatek nie wystarczy... Zdradziłeś mnie.
- Powinienem się jakoś tłumaczyć, nie? Powinienem wszystko zwalić na Sandre... Ale nie zrobię tego. To ja popełniłem błąd, to ja do tego dopuściłem... Kori, tak bardzo chciałbym zapomnieć, ale nie mogę do czasu, aż wszystko znowu będzie normalne... Nawet nie wiesz, jak bardzo zakuło mnie serce, gdy obudziłem się tamtego ranka... Wiedziałem, że stracę wszystko, że nie będę potrafił żyć, jeśli się o tym dowiesz... 
- Kuba...
- Proszę, nie... Ja muszę to powiedzieć. Cały ten tydzień to jeden wielki koszmar... Nie jem, nie śpię, nie odzywam się... Wiem, że to ja spieprzyłem wszystko. Wiem, że nie ma dla mnie żadnego wytłumaczenia. Wiem, że możesz kazać mi teraz się wynosić, a sobotnie popołudnie mogę spędzić w podrzędnej knajpie nachlany w cztery dupy, ale kocham cię... Nigdy nie przestanę... Nie chcę na tobie niczego wymuszać... Proszę tylko o jedną szansę... Kornelia, ja chcę mieć z Tobą dzieci, wnuki. Chcę zestarzeć i umrzeć przy Tobie... Wybacz mi.

Każde wypowiadane przez niego słowo coraz bardziej wbija cię w przygnębienie. Każde słowo utwierdza cię również w słuszność decyzji, którą podjęłaś od razu, gdy pojawił się w świetle księżyca. Każda jego emocja przelana na odpowiednie wyrazy, uświadamia ci to, jak ciężko byłoby ci samej, bez jego  egzystencji obok ciebie. Każda sekunda wpatrywania się w jego smutne i oczekujące na twoją odpowiedź oczy, wprawia cię w taki sam smutek, ale paradoksalnie również i w radość, bo doskonale wiesz, jak postąpisz w sobotę.


~*~*~

No i tak oto wygląda część trzecia ;)
Za tydzień pojawi się ostatnia :(
Ale mam bardzo dobre wieści :D
Za dwa tygodnie przywita Was tutaj już Maniek ze swoją historią ;) Chyba moja blogowa partnerka się nie obrazi, jeśli zdradzę, że bohaterem również będzie pewien Kuba :P 
Buziaki :*
Ps. Jeszcze raz serdecznie dziękuję Wam za każde miłe słowo pod wczorajszym epilogiem historii Zbyszka i Gabrysi ;*

niedziela, 20 października 2013

6.2 - Tęsknota zawsze podpowiada, co jest dla ciebie najlepsze...


Z samego rana pakujesz wszystkie jego rzeczy do walizek, a gdy tylko słyszysz przekręcanie zamka w drzwiach, nawet nie pozwalasz wejść mu do środka, lecz wypychasz razem z walizkami z powrotem na korytarz. Nawet na niego nie patrzysz. Nie możesz spojrzeć w jego radosne na twój widok tęczówki. Nie potrafisz udawać, że wszystko jest tak sama, jak przed jego wyjazdem na zgrupowanie. Nie potrafisz od tak się do niego przytulic, powiedzieć kocham cię i zamknąć się z nim w sypialni. Nie potrafisz, a przecież nadal go kochasz, lesz nienawiść przesłania ci wszystko.

- Wiem o wszystkim... Sandra tu była i o wszystkim, co między wami było, mi powiedziała. Nie chcę się kłócić... Chcę tylko, żebyś zniknął z mojego życia... 
- Kornelia, pozwól mi to wyjaśnić, proszę - łapie cię za nadgarstek, ale wyrywasz się jeszcze szybciej i zamykasz drzwi. - Kori, co ze ślubem?! - nie wiesz. O tym nie pomyślałaś. Przecież za pięć dni macie ślubować sobie miłość, macie związać się ze sobą przed Bogiem i starać się, żeby to małżeństwo przetrwało aż do śmierci.
- Kaba, zostaw mnie... Na razie wszystko jest załatwione. Ja to muszę przemyśleć...

To było w tym wszystkim najgorsze. Nie wiedziałaś, co będzie dalej, a tym bardziej nie potrafiłaś powiedzieć mu co ze ślubem. Potrzebujesz czasu. Czasu, który, być może, wskaże ci tą właściwą drogę, którą pójdziesz. Z tą myślą osuwasz się po drzwiach i słyszysz, jak po drugiej stronie drzwi Kuba robi to samo. Ty płaczesz, a on chowa głowę w dłonie i przeklina każdą sekundę spędzoną z Sandrą, klubową panią statystyk. Po chwili nie słyszysz już nic, oprócz swoich szlochów i cichego płaczu. 

Kolejne dwa dni wyglądały tak samo. Nie spałaś w nocy, nie mogłaś jeść, nie wychodziłaś z mieszkania. Wszystkie obowiązki odnośnie ślubu i wesela przejęła twoja siostra. Nie powiedziałaś jej, co się tak właściwie stało. Nie chciałaś, żeby ktokolwiek wpływał na twoją decyzję. Zawsze byłaś samodzielna, więc po co ci teraz czyjeś rady, które mogę jeszcze bardzie wszystko poprzewracać w Twojej głowie?

Do ślubu pozostały tylko dwa dni, a w twojej głowie nadal panuje mętlik.  Wiesz, że to najwyższy moment na podjęcie decyzji  Nie możesz zwlekać z tym do sobotniego popołudnia, gdy będziesz ubrana już w suknię ślubną, a cały dom rodzinny we Wrocławiu zapełniony będzie rodziną. Musisz podjąć ją teraz. W drodze do domu w czwartkowe popołudnie. Nie wiesz, gdzie jest twój narzeczony  Chyba możesz go tak nazywać. Nie podjęłaś jeszcze żadnej decyzji, a na twoim palcu nadal gości pierścionek, więc masz do tego pełne prawo. 

Tęsknisz za nim. Brakuje ci jego ciągle radosnych oczu, które tak wesoło śmieją się w twoim kierunku. Chcesz, by jego palce błądziły po twojej skórze. Chcesz, by tak po prostu podszedł do ciebie i mocno pocałował, tuląc do siebie. Chcesz umieć podjąć decyzję, co z twoim dalszym życiem, ale nie potrafisz. Nie pomagają nawet godziny spędzone w samochodzie, którym spokojnie jechałaś do domu rodzinnego. Nie pomogły również godziny spędzone na ogrodowej huśtawce, która zawsze była miejscem na przemyślenia, na płacz, na radość. To właśnie w tym miejscu pierwszy raz pozwoliłaś mu się pocałować. Wtedy, pięć lat temu powiedziałaś mu, że go kochasz i nigdy nie odpuścisz...


~*~*~
Druga część już za nami ;)
Teraz wiecie już więcej, ale nadal mało, by osądzić, co wybierze Kornelia :P
Dodajcie mi motywacji do pisania komentarzami, proszę :*
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*

sobota, 12 października 2013

6.1 - Piękno sytuacji wywraca się do góry nogami.


Czujesz tą całą ślubną gorączkę. Sama nie wiesz w co ręce włożyć i co zrobić, żeby każdy szczegół dopracowany był na czas. Nie chcesz w końcu, żeby twój własny ślub był niewypałem i towarzyską klapą. Nie chcesz, żeby upierdliwa matka twojego narzeczonego miała jakieś aluzje co do tego, jak ustawione są kwiaty w wazonach, jakie przystrojenie widnieje na stołach, jaki odcień bieli ma twoja sukienka, jaki krawat będzie mieć na sobie twój przyszły mąż. Masz jej serdecznie dosyć, lecz wiesz, że robi to z tej samej inicjatywy co ty. Obie chcecie, aby Jemu się podobało, żeby czuł się szczęśliwy.

Ostatni raz wychodzisz z salonu z sukniami z wielkim pokrowcem, w którym jest ta twoja wymarzona, jedyna w swoim rodzaju, przeznaczona tylko dla jego zręcznych palców, aby ją z ciebie zdjąć. Zadowolona wracasz do mieszkania, w którym lada moment ma zjawić się twój mężczyzna. Uśmiechnięta od ucha do ucha idziesz otworzyć drzwi, gdy słyszysz dzwonek oznajmiający przybycie kogoś do waszego wspólnego mieszkania. Nie patrząc nawet przez wizjer otwierasz i chcesz rzucić się mu na szyję, lecz w ostatniej chwili zatrzymujesz się. To nie On, lecz jakaś kobieta. Piękna kobieta.

- Pani Kornelia, narzeczona Kuby? - kiwasz potwierdzająco głową, a ona kontynuuje. -  Sandra Ratajska... Mogę wejść? Chciałabym z panię porozmawiać - zapraszasz ją do środka, proponujesz coś do picia i po chwili siadasz obok niej na kanapie. - Powiem wprost... Chcę, żeby wiedziała pani o tym, że spałam z pani narzeczonym... Przepraszam, że to mówię, ale nie mogłam dłużej tego ukrywać. Mój mąż także wie o wszystkim. Wybaczył mi... Dlatego proszę również panią, żeby nie wyciągała pochopnych wniosków... Oboje byliśmy wtedy pijani, ja pamiętam tylko urywki, on też... To była tylko nic nie znacząca chwila - zakłada swój płaszcz i wychodzi.

Dla niej nic nieznaczący epizod, a dla ciebie sztylet wbijany między łopatki. Ona zapomni, a ty zawsze będziesz głęboko w głowie słyszeć jej słowa. Słowa, które całkowicie przekreślają twoją dotychczasową, poukładaną rzeczywistość. Te kilka wyrazów rujnuje cię od środka, zżera całą twoją psychikę, wykręca każdą pozytywną emocję do góry nogami i powoduje, że masz dosyć samej siebie. Zastanawiasz się, jak mogłaś niczego nie zauważyć, jak mogłaś kilka dni po tej imprezie kochać się z nim i nie wyczuć, że uprawiał seks z inną. Doczołgujesz się do sypialni, rzucasz się na łóżko i zalewasz się łzami. 

Masz ochotę wyrzucić go ze swojego życia, zapomnieć o tym co było i zacząć wszystko od nowa. Chciałabyś zasnąć i obudzić się dopiero wtedy, gdy o wszystkim byś zapomniała, a całe twoje życie byłoby poukładane jak w andersenowskiej bajce. Miałabyś męża, dzieci i wielkiego psa u boku, a wokół kwitły by twoje ulubione herbaciane róże. Ale tak nie będzie już nigdy. Budząc się, nie powiesz "kocham cię" w stronę uśmiechającego się Kuby, nie przytulisz się do jego ciepłej klatki piersiowej, nie pocałujesz go soczyście prosto w usta. Nie, ty go nawet nie wpuścisz do mieszkania.

~*~*~
Cdn. nastąpi ;)
Tak sobie myślałam, co mogę tu napisać.
Najpierw miał być Bąkiewicz i coś z nim, potem jakiś szczęśliwy ślub, a potem napisała Maniek i w mojej głowie zrodziło się to :)
Kornelia i Kuba. Narzeczeni, którzy są w totalnej rozsypce przez zdradę. To będzie miało trzy albo cztery części. Melancholijne, smutne, szczęśliwe (?). 
Takie moje.
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*
Rozdział dla Maniek, Kari i Cirueli :* 
Były, są i mam nadzieję, że będą ;)
Nowości:

środa, 2 października 2013

5. Nie każdy od razu staje się ojcem. Do tego trzeba czasu...


Ty. Jeden z najlepszych siatkarzy na swojej pozycji. Szczęśliwy mąż, ojciec, brat, syn, przyjaciel. Można powiedzieć, że masz wszystko. Zajmujesz się ukochaną siatkówką, która pozwala ci dostatnie żyć. Masz piękną, mądrą, przesympatyczną i przede wszystkim wierną i oddaną żonę. Owocem waszej miłości jest kilku miesięczny synek. Nie martwisz się o rachunki, o załatwienie formalności kredytowych, bo zwyczajnie ich nie potrzebujesz. Ty jedynie chcesz miłości, szczęścia, zrozumienia. Wydaje się, że jesteś cholernych szczęściarzem, lecz prawda jest zgoła inna.

Jesteś siatkarzem, który gra bez radości, pasji. Jesteś mężem, lecz twoje małżeństwo po urodzeniu się waszego dziecka stanęło w miejscu. Twój syn prawie w ogóle nie ma z tobą kontaktów, bo zwyczajnie wolisz całe dnie siedzieć na hali, niż bawić się z nim, uczyć pełzać po kocyku. Przyjaciół straciłeś, wyjeżdżając z kraju do jednego z najlepszych klubów na świecie, by zacząć się rozwijać. Wyjechałeś, by móc w spokoju spłacić zaległość kredytową zaciągniętą na budowę wymarzonego w dzieciństwie domu. Czy znając prawdę, ludzie również powiedzieliby, że jesteś tym cholernym szczęściarzem?

Stoisz w przedpokoju wynajmowanego przez włoski klub mieszkania. Słyszysz płacz dziecka. Nie wiesz jak zareagować. Nie umiesz zajmować się dziećmi. Nie chciałeś się tego nauczyć mimo wielkich próśb Klaudii, namowy Łukasza, reprymendy ze strony Marceliny. Mówiłeś, że przyjdzie jeszcze na to czas. Wolałeś iść na halę i zgrywać się z nowymi kolegami z drużyny, a wieczorem integrować się z nimi w nocnych klubach. Myślałeś, że tego właśnie potrzebuje twoje dziecko. Myślałeś, że wystarczy to, że dzięki tobie jest na świecie, że ma na wszystko pieniądze, że nie będzie musiało się o nic martwić, ale nie myślałeś wtedy, że będzie potrzebowało ojca.

- Chodź Kubuś - wyciągasz ręce w jego kierunku. Mały zamiast wesoło się zaśmiać, jeszcze głośniej płacze za matką, która minutę temu wyszła z domu, stawiając cię przed faktem dokonanym. Masz zająć się synkiem przez całe popołudnie, gdyż jedzie do centrum handlowego, by wreszcie kupić sobie jakieś nowe ubrania w rozmiarze przed ciążą. - Jestem twoim tatą... - załamujesz się. Zdajesz sobie sprawę, że twój własny syn cię nie zna i boi się ciebie. Na stole znajdujesz rozpiskę, co robić, by wszystko było w porządku.

Przepraszam, że robię to w ten sposób, ale inaczej nie mogę.
Musisz przestać bać się własnego dziecka, a i Kuba przestanie bać się ciebie.
Po pierwsze: spróbuj się z nim bawić. Nie zrażaj się jego płaczem. Zawsze płacze, ale naucz się z nim porozumiewać, aby przestał. 
Po drugie: musisz go nakarmić. W kuchni wszystko masz naszykowane. Wystarczy tylko jak wyjmiesz z podgrzewacza i łyżeczką trafisz do jego buźki.
Po trzecie: przewiń go. Nie bój się, Nic mu nie zrobisz, na dodatek on ci jeszcze pomoże.
Po czwarte: bądź sobą. 
Kocham Was najbardziej na świecie :*
Klaudia.

Robisz wszystko zgodnie z jej planem. Po kilkunasty minutach Kubuś wreszcie śmieje się z tego co robisz. A robisz dziwne rzeczy. Stoisz na jednej nodze, udajesz jaskółkę, śpiewasz piosenką zapamiętaną jeszcze z przedszkola. Jesteś sobą. Nie udajesz poważnego, opanowanego Fabiana, lecz wygłupiasz się przed własnym dzieckiem. Niezdarnie próbujesz trafić łyżeczką do jego małych ust. Za pierwszym razem zupka ląduje na kaftaniku, za drugim na dywanie, a za trzecim na twojej własnej koszulce. Nie zrażasz się. Z łyżeczki robisz samolot i tym sposobem dziesięć minut później wypinasz dumnie pierś, gdyż cała miseczka jest pusta, a Kuba uśmiechnięty.

- To teraz najgorsze - delikatnie bierzesz go w ramiona, kładziesz na przewijaku i próbujesz przypomnieć sobie, jak robi to twoja żona. Jesteś z siebie zadowolony widząc małego szkraba w czystych ubrankach. - Żałuję... Tak wiele już straciłem z twojego życia, synku...

Po godzinie zabawy kładziesz się z nim na piersi na kanapie i zaczynasz nucić kołysankę, która płynęła z ust seniora Drzyzgi. Nie rejestrujesz momentu, gdy mały zaczyna równo oddychać, ani tego, w którym sam zasypiasz. Budzą cię dopiero słowa wypowiadane z ust żony...

- Jestem z ciebie dumna, skarbie... Kocham cię...

Zdajesz sobie dopiero teraz sprawę z tego, że byłeś głupi. Nie chciałeś zajmować się własnym dzieckiem, straciłeś jedne z najważniejszych momentów z jego życia. Nie byłeś przy nim, gdy brał pierwszą kąpiel, nie nosiłeś go po nocach na rękach, byleby przestał płakać, a przy okazji żebyś i ty mógł się wyspać. Nie chciałeś być prawdziwym ojcem. Nie byłeś na to gotowy, mimo że jesteś już przecież ponad dwudziestopięcioletnim mężczyzną. Ale zmienisz się. Wiesz, że można cię nazwać spełnionym mężczyzną. Dorosłeś...
~*~*~
Taki tam mały jednoparcik o Klaudii, Fabianie i ich synku z "Przeszłości". Tam nie mieli własnych części, bo brylowała Marcelina i Łukasz, ale teraz mnie coś naszło i napisałam.
To nie jest takie czystko kolorowe, jak poprzednie historie, ale wpadło mi do głowy i przez godzinę udało mi się napisać ;)
Teraz taka ważna informacja. Maniek zniknęła ze świata blogowego i na razie nawet ja nie wiem kiedy wróci i czy w ogóle wróci. Nie będą pojawiać się teraz jej epizody ;(
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*