poniedziałek, 30 grudnia 2013

11. "Bo wiesz, Kochanie, ..."




- Tato, gdzie idziesz? - słyszę głos naszych dzieci, gdy w pewnym momencie wigilijnej kolacji wstaję od stołu w naszym wielkim rodzinnym domu, w którym teraz mieszkam razem z Adasiem, naszym najmłodszym dzieckiem, który swoje dzieci już odchował i jego żoną, Mileną. - Tato, proszę, bądź w tym dniu z nami...

- Nie mogę, synku... Muszę być z mamą...
- To pójdziemy do niej wszyscy.


Godzinę później siedzę już ze wszystkimi w jednej z sal w specjalistycznej klinice pod Warszawą i przyglądam się śpiącej żonie, która spokojnie leży w swoim łóżku. Dzieci po chwili wychodzą, a w sali zostajemy tylko my. Kładę się obok ciebie i lekko całuję w policzek. Kiedyś obiecałem ci, że zawsze przy spotkaniach z Tobą będę mieć na sobie czapkę Świętego Mikołaja, byś bez problemy mnie rozpoznała. Powoli otwierasz oczy i z lekkim przerażeniem zerkasz na mnie, lecz już po chwili spokojniejesz i przytulasz się do mnie.



- Zbyszek?

- Tak kochanie, to ja... - składam delikatny pocałunek na twoich pomarszczonych ustach.
- Opowiedz mi to wszystko jeszcze raz... - prosisz, więc nie pozostaje mi nic innego, jak opowiedzieć ci całe nasze życie od początku...



Pamiętasz Kochanie, jak wyglądały nasze Święta lata temu?



Kilka dni przed Wigilią ubieraliśmy wspólnie choinkę. Pamiętasz, jak podnosiłem cię, żebyś mogła na samym czubku drzewka zamontować gwiazdę, która miała symbolizować tą, za którą podążali Trzej Królowie. Pamiętasz, jak podążałem za tobą obwieszony kolorowymi lampkami albo łańcuchami, które drażniły moją skórę, bo zawijałaś mi je wokół szyi, a ty szłaś przede mną i delikatnie układałaś je na gałązkach drzewka. Pamiętasz, jak co święta musieliśmy dokupować nowe komplety bombek, bo przy rozbieraniu drzewka po Świętach zawsze coś tłukliśmy. Pamiętasz, jak na sam koniec gasiliśmy główne oświetlenie i kochaliśmy się na puszystym dywanie w blasku lampek? Bo wiesz, Kochanie, ja nadal to wszystko pamiętam.



Pamiętasz, jak pewnego roku oboje zbiegiem okoliczności znaleźliśmy się w Warszawie na Placu Zamkowym i bawiliśmy się razem z koncertem Polsatu. Wtedy się poznaliśmy. Stałaś obok mnie przez kilka godzina, a ja dopiero w momencie wybicia północy zdecydowałem się, żeby cię pocałować, bo mi się spodobałaś. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia, lecz ty od początku byłaś sceptyczna. Poznałaś mnie, kim tak na prawdę jestem już w tej chwili i bałaś się mieć cokolwiek wspólnego ze mną, ale ja się nie poddałem. Pamiętasz, jak nie pozwoliłem ci wtedy odejść bez jakiegoś namiaru na ciebie. Poszedłem za Tobą do samego domu i błagałem, żeby powiedziała chociaż, jak masz na imię. Bo wiesz, Kochanie, ja walczę o wszystko.



A pamiętasz, Kochanie, jak zabrałem Cię w góry i to właśnie tam, w jednej z góralskich chatek spędziliśmy we dwójkę całe Święta i Nowy Rok, bo mi trener odpuścił. Ciemny las, a na małej polanie jeden domek. Nasz. Nikogo w pobliżu kilometra. Tylko my. Nasza wyjątkowa magia. Pamiętasz, jak rozpakowywałaś prezent i w kieszeni sukienki znalazłaś małe czerwone pudełeczko. Ja pamiętam doskonale, jak momentalnie twoje oczy się zaszkliły, a po policzku zaczęły płynąć łzy, gdy uklęknąłem przed Tobą i prosiłem, byś została moją żoną. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale gdy nic wtedy nie odpowiadałaś, myślałem, że jedynym wyjściem jest to, żeby skończyć ze sobą, jeśli się nie zgodzisz, bo nie dałbym sobie rady patrzeć, jak jesteś z kimś innym. Bo wiesz, Kochanie, ja innej już nigdy nie pokocham.



A pamiętasz Kochanie nasze wspólne święta w 2015 roku? Wigilia spędzona w naszym wspólnym mieszkaniu w Warszawie tylko we dwoje, pasterka w jednym z kościołów w stolicy, spacer wśród prószącego śniegu po starówce, aż wreszcie noc spędzona przy choince. Dopiero samo piątkowej Boże Narodzenie było dla nas dniem rozjazdu. Najpierw moja rodzina potem twoja. Pamiętasz jak noc przed ślubem spędziliśmy osobno? Ja już w hotelu, gdzie miało odbyć się wesele, a ty w swoimi rodzinnym domu. Pamiętasz, jak zadzwoniłem do ciebie przed snem, aby jedynie usłyszeć twój głos i powiedzieć "kocham cie". Bo te ostatnie chwile przed północą były ostatnimi jako dwie odrębne jednostki. Bo wiesz, Kochanie, ja już bez ciebie nie potrafiłbym żyć.



Pamiętasz, Kochanie, gdy staliśmy ramię w ramię przed ołtarzem w jednym z bydgoskich kościołów. Pamiętasz jak za naszymi plecami stali twój brat Łukasz i moja siostra Ania. Pamiętasz, jak nasze ciała drgały. Nasze serca biły w takim samym rytmie, a i oddechy przyspieszyły, gdy ksiądz wypowiedział słowa "Co Bóg znaczył, człowiek niech nie rozdziela". To był najwspanialszy moment w moim życiu. Ale potem na weselu powiedziałaś mi, że uszczęśliwisz mnie jeszcze bardziej i w niedalekim czasie dasz mi dziecko. Jak się później okazało była ta dziewczynka. Mała Karinka. Pamiętasz, jak w szpitalu wybieraliśmy dla niej imię. Uznaliśmy, że imię dostanie po mojej prababci. Była taka malutka i nasza. Leżała na twojej piersi i nieśmiało się do mnie uśmiechała. Bo wiesz, Kochanie, bez ciebie nie było by naszej kruszynki.



Pamiętasz, Kochanie, jak przez własną głupotę o mały włos dopuścilibyśmy do rozwodu. Zostałaś w Polsce z małym dzieckiem i całym naszym życiem sama, a ja wyjechałem do Turcji. To był chyba najgorszy błąd w moim życiu. Od niby najlepszych przyjaciół docierały do mnie przecieki, że ktoś pojawił się w twoim życiu, że to z jakimś mężczyzną spędzasz czas, że to on nosi nosidełko z Małą, a nie ja. Ktoś doradził mi, żebym zostawił cię i walczył o córkę. Ale na szczęście przed wejściem na salę wykrzyczałaś mi całą prawdę i to, że kochasz jedynie mnie. Odwołaliśmy wszystko, a po dziewięciu miesiącach na świat przyszło nasze drugie dziecko, nasz owoc miłości, nasz Michałek. Bo wiesz, Kochanie, dzięki tobie byłem szczęśliwy.




- Więc byliśmy szczęśliwi? - pytasz mnie, gdy kończę całą opowieść. 

- Bardzo... 
- Teraz już pamiętam, ale wiesz, że jutro będziesz musiał mówić mi to wszystko jeszcze raz?
- Robię to już od dziesięciu lat, Skarbie, i nie zamierzam przestać, bo Cię kocham...
- Ja ciebie też... Przyjdziesz jutro, żeby opowiedzieć mi to wszystko jeszcze raz?
- Przyjdę Asiu...


Żegnam się z Tobą i, podpierając się laską, wychodzę z Twojej sali. Idę szpitalnymi korytarzami do wyjścia. Przekraczam drzwi budynku i patrzę w niebo. Dlaczego mnie tak krzywdzisz, Boże? Dlaczego to ona musi przez to przechodzić? Dlaczego każdego następnego dnia muszę walczyć o to, by zapamiętała chociaż nasz znak rozpoznawczy? Czuję, jak łzy zaczynają płynąć po moich policzkach. Czas wracać do domu. Wsiadam do samochodu syna i odjeżdżam spod budynku, widząc twoją postać w oknie. Taki sam widok moje oczy spostrzegają każdego następnego dnia. Jednak w Sylwestra na niebie rozbłyskuje tysiące światełek. Naszych małych opowieści...


Bo wiesz, Kochanie, Ty nadal jesteś moim całym światem. Nawet teraz, gdy mnie już nawet nie pamiętasz...


~*~*~

Przepraszam za to na górze, ale po prostu musiałam wylać z siebie cały smutek, który ostatnio gromadzi się w moim sercu właśnie za sprawą miłości. 
Mam nadzieję, że Zbyszek i Asia w moim wykonaniu się wam spodobali. 
Nie życzę nikomu, by przechodził przez coś takiego, co tu opisałam. 
Inspiracją najpierw była muzyka, a jak zaczęłam pisać, to przypomniał mi się pewien film. Niestety nie pamiętam tytułu, ale fabuła była chyba taka sama jak mojej historii.
Pozdrawiam serdecznie :*

Życzę wam wspaniałej zabawy na wszystkich balach sylwestrowych, imprezach czy po prostu wieczorach spędzonych przed telewizorem czy komputerem. Niech dwutysięczny czternasty będzie lepszy od dwutysięcznego trzynastego, ale gorszy od dwutysięcznego piętnastego. Niech się Wam po prostu dobrze wiedzie :D :*


niedziela, 22 grudnia 2013

10. "Nie rozmawiamy tylko kleimy pierogi, uczestniku programu "Perfekcyjna Pani Kuchni"! "


Stoisz w kuchni lepiąc pierogi razem ze swoimi dziećmi, z którymi możesz spędzić czas od bardzo długiego czasu. Twoja córka, dojrzała jak na swój wiek, daje rozkazy tobie i swojemu bratu machając drewnianym wałkiem.
-Córcia, pozabijasz nas tym wałkiem.
-Nie pouczaj mnie tato. To ja tutaj daje rozkazy.- weszła na taboret i zaczęła swój monolog.- Ja, czyli Perfekcyjna Pani Kuchni znana bliżej jako Paulina Gierczyńska, daje rozkazy uczestnikom mojego programu! Chcę, abyście ulepili te pierogi, pronto!
-Skąd ty znasz takie słowa?- zapytał ze śmiechem Krzysztof.
-Nie rozmawiamy tylko kleimy pierogi, uczestniku programu "Perfekcyjna Pani Kuchni"!
-Przykro mi, że muszę to powiedzieć, ale to ja jestem Szefem tej kuchni i nie życzę sobie, żeby Perfekcyjna rządziła w moim domu stając na taborecie, bo prędzej czy później z niego spadnie i moja żona będzie zła. Pronto!
-Zapamiętam to sobie.- powiedziała dziewczynka mrużąc oczy.- Co tam robisz, młody?
-Mieszam kapuchę!- odpowiedział maluch, śmiejąc się.- Kapucha, kapucha, kapucha!
-Ty też mogłabyś mi pomóc.- powiedział siatkarz do swojej córki, które wzięła do rąk szklankę i zaczęła wycinać koło w cieście.- Bardzo mądry pomysł.
Ciągle cieszysz się, że możesz spędzić czas ze swoją rodziną. Zawód sportowca wymaga od ciebie wielu wyrzeczeń, ale rodziny nigdy się nie wyprzesz! To te małe szkraby dają ci radość w życiu, dzięki nim twoje życie staje się kolorowe. Twoja żona zawsze cię wspiera niezależnie od tego co się dzieje. Czuwa, aby woda sodowa nie uderzyła ci do głowy, żebyś spędzał czas z nią i dziećmi, żebyś pamiętał, że ciągle masz rodzinę.

Następnego dnia idąc żorskim rynkiem spotykasz kibiców Jastrzębskiego Węgla. Niektórych z nich poznajesz, ale nie zwracasz na nich uwagi. Aktualnie jesteś na spacerze ze swoją rodziną, nie jesteś siatkarzem. Widzisz, że nastolatki chcą do ciebie podejść, ale wstydzą się.
-Wiesz, że nie chcę abyś rozdawał autografy i robił sobie z nimi zdjęcia.- mówi do ciebie Kasia.- Od tego są mecze.
-Wiem, Słońce, wiem.- całujesz ją w policzek i idziecie dalej tropem swoich dzieci. Widzisz jak rodzeństwo tarza się w śniegu, sypią się nim nawzajem, rzucają nieudanymi śnieżkami.
-Kto by pomyślał, że dwa dni przed świętami spadnie śnieg i będzie go na tyle dużo, że będzie sięgał po kostki.- powiedziała twoja żona.
-Dzieciarnia. Dawidek wysłał list do Mikołaja, żeby spadł śnieg i ta-dam! Na życzenie małego spadł śnieg.- odpowiadasz z uśmiechem na twarzy.- A Paulina wyliczyła, że w okresie świątecznym spadnie śnieg. Okres ten zaczyna się od grudnia, aż do stycznia.
-Jednak mądre mamy dzieci.- mówi kobieta, ale po chwili żałuje tych słów. Mały Dawidek wywrócił się na lodzie uciekając przed siostrą, która ze śniegiem w dłoni chciała mu wysmarować twarz.
-Paula, co ty wyprawiasz?- pytasz się córki, która staje obok ciebie. Twoja żona biegnie do płaczącego malucha i podnosi go z ziemi.
-U nas w szkole chłopcy robią nam smarowanko i chciałam je zrobić Dawidowi.
-Co to jest to całe "smarowanko"?
-Smarowanie twarzy śniegiem.
-Chyba przejdę się do tej waszej szkoły.- mówisz pod nosem.- Chodź idziemy.

Resztę dnia spędzasz w domu oglądając skoki narciarskie razem ze swoim synem, natomiast Kasia wraz z Pauliną pieką ciasta i pierniczki. Zajadacie się ciastkami, które notabene miały być na świąteczną kolację.
-Ja kiedyś będę jak Kamil!- mówi Dawidek skacząc przed ekranem telewizora. Po chwili znajduje się na kanapie, "przygotowując się do skoku". Widzisz, że chce skoczyć, ale nie pozwalasz mu na to. Wstajesz z kanapy, łapiesz malucha za biodra i kręcisz się z nim wokół własnej osi. Czterolatek piszczy z radości i właśnie z tego powodu do salonu wchodzą kobiety domu.
-Co wy wyczyniacie?- pyta się Miłość twojego życia.
-Chciałem skoczyć z Mamuciej Skoczni jak Kamil, ale tata mnie porwał.- odpowiada chłopczyk, przytulając się do twojej szyi.
-I tylko z tego powodu to całe zamieszanie?!- bulwersuje się Paula.- Idę robić dalej ciastka.
-Córcia, a mogę mieć jeszcze prośbę?- zatrzymujesz dziewczynkę, która obraca się w twoją stronę z miną złoczyńcy.- Zaśpiewasz nam tą piosenkę, którą śpiewałaś w szkole?
Paulinka biegnie do swojego pokoju po mikrofon i płytę CD, a ty uśmiechasz się do żony. Teraz przynajmniej kobieta ma czas, żeby pobuszować w kuchni bez "pomocy" córki. Dziewczyna wbiega do pokoju z całym sprzętem, a Kasia znika w kuchni. Siadasz z Dawidem na kanapie i patrzysz jak Paula podłącza mikrofon do telewizora, płytę wkłada do nośnika i zwraca się do was.
-A co mam zaśpiewać, bo mam 2 piosenki w repertuarze?
-Wszystkie córcia, z chęcią posłuchamy, co nie Dawid?
-Tak, tak! Śpiewaj!- odpowiada uradowany chłopczyk podskakując na kanapie.
-Okej, więc najpierw zaśpiewam Snow is falling.


-Dajesz Paula!- razem z Dawidem bijesz jej brawo dodając trochę otuchy. Widzisz, że stresuje się, ale po chwili napięcie opada i zachowuje się jak profesjonalistka.
Jak na dziesięciolatkę, Paulina zna bardzo dobrze angielski. Zapewne, nie wie dokładnie co tak naprawdę słowa piosenki oznaczają, ale wczuwa się jak prawdziwy artysta. Cieszysz się, że ma jakieś zainteresowania, które nie są związane z siatkówką. Chcesz, żeby spełniała swoje marzenia, a aktualnie marzy o byciu piosenkarką, jak duża ilość dziewczynek w jej wieku. Nigdy nie wspominała, że chciałaby uprawiać jakiś sport, dlatego nie zmuszasz jej do tego. Wspierasz ją w jej zainteresowaniach i zapisałeś ją na lekcje śpiewu. Nauczycielka mówi, że mała radzi sobie bardzo dobrze, a ty niestety nigdy nie byłeś na jej występie. Dlatego starasz się regularnie słuchać jak śpiewa w domu i często prosisz, aby śpiewała dla ciebie. Nigdy nie masz dość jej słodkiego głosiku.
Razem z Dawidem klaszczecie w rytm muzyki i kiwacie głowami jak pieski w samochodach. Przez głośniki wydobywa się jej głos, stara się nie fałszować i wychodzi jej to bardzo dobrze. Przynajmniej ty tak uważasz, chociaż dobrym muzykiem nie jesteś, tancerzem również. Paulina odziedziczyła geny po Kasi.
Ani trochę nie zastanawia się nad tekstem piosenki, słowa wydobywają się z jej usta automatycznie. Myli niektóre słowa, ale nie przejmuje się tym. Zachowuje się jakby nic się nie stało i śpiewa dalej. Gdybyś nie znał tekstu piosenki, pewnie nie zauważyłbyś tych błędów. Przechadza się po całym pokoju w rytm piosenki i gestykuluje. Udaje, że obok niej są gitarzyści i "tańczy" koło nich. Kręci się wokół własnej osi i łapie wymyślony śnieg. Podchodzi do kanapy i przybija wam piątki oraz niewidzialnym "fanom". Odchodzi od was i staje blisko telewizora. Chwilę potem sama znajduję niewidzialną trąbkę i zaczyna na niej grać. Muzykalne dziecko nie ma co! Dawid podskakuje na kanapie i ukazuje rząd mleczaków. Gdy kończy śpiewać razem z Dawidem bijecie jej brawo. Nawet z kuchni słychać brawa!
-Bis! Bis! Bis!- krzyczycie wraz z synem.
-Dziękuję, dziękuję!- kłania się przed wami z wielkim uśmiechem.- Teraz zaśpiewam Jingle Bell Rock, wersja Hilary Duff.


Po występie dziewczynka ponownie się kłania.
-Brawo córcia! Pięknie śpiewasz!- mówisz z wielkim uśmiechem na twarzy. Dawid biegnie do siostry i przytula się do niej. 
-Super, siostrzyczko!
-Dziękuję bardzo!- mówi zawstydzona Paulina. Na jej policzkach są czerwone rumieńce, które dodają więcej urody tej pięknej dziewczynie.- Mamuś, jak mi poszło?!
-Wspaniale!
-Dziękuję! Pomóc ci?
-Nie musisz, radzę sobie.
-Dobrze.- odpina cały sprzęt, zanosi go do swojego pokoju i wraca do salonu siadając na kanapie, przytulając się do ciebie.- Tatusiu, cieszę się, że wreszcie spędzasz z nami czas.
-Ja też Królewno. Nie wiesz jak stęskniłem się za wami.- do twojego drugiego boku przytula się do Dawidek, uśmiechając się do siostry. Ona odpowiada na jego gest, również tym samym.- Czy wy przypadkiem czegoś nie knujecie?
-Nie, czemu ci to przyszło do głowy, Tatku?- broni się Paulina.
-Nie wiem, tak jakoś. Kocham Was!- całujesz każde dziecko w czubek głowy.
-A my ciebie!- odpowiadają chórem, a do pokoju przychodzi Kasia.
-O mamie to nikt nie pamięta?- pyta ze smutną minkę. Rodzeństwo wyrywa się i biegnie do blondynki. Przytula się do niej, zapominając o tobie. Ty również podchodzisz do żony, dajesz jej buziaka i przytulasz.
W ten świąteczny czas nie nazywasz się Krzysztof "Gierek "Gierczyński - siatkarz Jastrzębskiego Węgla, reprezentant kraju. Jesteś Krzysiek Gierczyński - mąż Katarzyny, ojciec dwójki wspaniałych dzieci, kucharz i sprzątaczka. Wreszcie spędzasz czas tylko z rodziną. Nie przejmujesz się siatkówką, nie wspominasz o wygranej z Ankarą i o 1 miejscu w grupie. Aktualnie interesujesz się tylko rodziną, bo to ona jest najważniejsza w ten świąteczny czas.

~*~*~
Witajcie!
Starłam się, aby te opowiadanie było czysto świąteczne, ale czy mi się udało zostawiam do waszej opinii :) Udziela mi się świąteczna atmosfera mimo, że śniegu brak ;( Mam nadzieje, że choinki ubrane, pierogi się lepią, a składniki do ciast czekają do wykorzystania? :]
Warto wspomnieć, że do napisania tego opowiadania pomogła mi płyta Justina Biebera "Under the Mistletoe". Duża liczba osób kojarzy go z piosenką "Baby", która była niewypałem, ale ta płyta jest naprawdę wspaniała :)
Zapewne nie zobaczymy się tu przed Wigilią, dlatego Życzę Wam dużo Zdrowia, Szczęścia, Spełnienia Marzeń, Ciepła, Radość, Czasu spędzonego wraz z rodziną i czego sobie Wymarzycie :)
Całuje, Maniek :*

piątek, 13 grudnia 2013

9. "Bo ona jest jedynym skarbem, którego nie mogę mieć..."


Masz dosyć zbliżającej się wielkimi krokami zimy. Najchętniej zamknąłbyś się w rodzinnym domu i nie wychodził stamtąd, dopóki nie zapomnisz o niej. Doskonale pamiętasz każdą rysę jej twarzy, kształt jej dłoni, odcień zieleni jej oczu, barwę jej aksamitnego głosu. Pamiętasz wszystko. Gdy tylko przymkniesz oczy, widzisz to, jak przekroczyła mury bełchatowskiej Energii. Doskonale pamiętasz, jak jej szpilki stukały o wewnętrzne płytki. Doskonale pamiętasz, jak wiatr rozwiał jej długie rude włosy. Doskonale pamiętasz, jakim uśmiechem obdarzyła wszystkich przebywających w holu. Doskonale pamiętasz, jakie myśli przebiegły ci po głowie w tym momencie.

Cieszyłeś się jak małe dziecko, gdy okazało się, że będzie pracować jako masażystka. Marzyłeś o tym, by jak najszybciej skończyć trening, pognać do jej gabinetu i poczuć na swoich plecach dotyk jej dłoni. Niestety przez pierwszy miesiąc nie miałeś z nią prawie kontaktu. Jako jedyny nigdy nie byłeś przypisany jej dłoniom, a waszemu staremu masażyście. Choć raz chciałbyś poczuć jej dłonie na swoich plecach. Chciałbyś poczuć, jak sprawia ci ból, wbijając paznokcie w skórę. Chciałbyś widzieć jej rozbiegany wzrok, gdy zawisłbyś nad nią i dawał największą możliwą przyjemność. Chciałbyś słyszeć jej krzyki, gdy poruszałbyś się energicznie w jej wnętrzu. Chciałbyś móc całować ją w każdej następnej chwili swojego życia, a nie możesz nawet spokojnie spojrzeć w jej oczy.

- Ty do mnie? - słyszysz po raz pierwszy jej głos. Głos ze wschodnim akcentem. Nie zorientowałeś się nawet, że jej uroda również jest słowiańska, lecz nie polska.
- Mirkowi się syn rodzi i nie zdążył się mną zająć... - uśmiechasz się. - Tak w ogóle, to Andrzej jestem.
- Aisha... - podaje ci dłoń. Pierwszy raz możesz poczuć delikatność jej skóry. Od czubka głowy o koniuszków palców u stóp czujesz przechodzący prze twoje ciało dreszcz. - Rozbierz się i połóż na kozetce - powoli zdejmujesz swój treningowy podkoszulek, odsłaniając idealnie wyrzeźbiony tors. Specjalnie stanąłeś przodem do kobiety. Chciałeś, żeby jej wzrok zawiesił się na twoich mięśniach, chciałeś, żeby zrobiło się jej gorąco, chciałeś, by poczuła, że cię pragnie. Chciałeś ją po prostu zdobyć.
- Spodnie też? - pytasz zalotnie, a nie słysząc odpowiedzi delikatnie zsuwasz dresy, ukazując kości biodrowe.
- Nie, nie! - wręcz krzyczy i popycha cię lekko na kozetkę, na której się kładziesz. - Połóż się na brzuchu - wykonujesz jej prośbę.

Po chwili czujesz, jak jej delikatne dłonie dotykają twojego karku, jak powoli zmierzają w dół, jak zmysłowo muskają twoją skórę, jak lekko ślizgają się po twoich wyrzeźbionych ramionach. Dzięki zamkniętym oczom możesz widzieć całkowicie inne realia. Ty, ona i twoja przytulna sypialnia. Ona przygwożdżona do twojego miękkiego materaca, ty wiszący nad nią kilka centymetrów. Jej błogo zamknięte oczy, rozchylone usta, dłonie zaciskające się na prześcieradle, szybko unosząca się klatka piersiowa, kręgosłup wyginający się niczym struna, przyspieszony oddech i te słodkie rumieńce, takie jak te, które pojawiły się w momencie, gdy zdjąłeś koszulkę. Krótka chwila, gdy jej dłonie dotykały twojego ciała, a ty już potrafiłeś nie tylko wyobrazić sobie wasze zbliżenie, ale i całe życie. Widziałeś trójkę dzieci, dwa duże psy, wielki dom na obrzeżach miasta, przepiękny ogród. I was samych. Razem.

- Może to głupie, ale miałabyś ochotę na kolacje? - pytasz, zakładając swoją podkoszulkę, uśmiechając się przy tym najładniej, jak tylko potrafisz.
- Może bym chciała, ale na coś super smacznego i kalorycznego, bo jestem strasznie głodna.

Jej uśmiech wywołany przez twoje żarty jest jak lek, który ulecza twoje zmęczenie. Jej widok pozwala ci przetrwać przez pierwszy miesiąc sezonu w jak najlepszej formie. Jej dotyk sprawia, że zapominasz o bożym świecie i czujesz, jakby na te kilka minut świat stawał w miejscu. Cała ona sprawia, że chcesz być bliżej, bardziej, mocniej. Chcesz poznać ją i spędzić z nią zdecydowanie więcej czasu niż dwadzieścia minut dziennie. Dość często proponujesz jej wspólne kolacje, wypady na pizze, noce spędzone w klubach. Unosisz się kilka metrów nad ziemią, gdy z uśmiechem mówi, że chętnie się z tobą ponownie spotka. 

Jednak ostatni miesiąc nie jest już taki kolorowy. Od początku listopada zdecydowanie unika cię, nie chce, byś to do niej przychodził na masaże, nie chce, byś się do niej uśmiechał, nie chce, byś mówił, jak pięknie wygląda. Nie chcę mieć z tobą kontaktu. Zwyczajnie cie zbywa, wymiguje się nawet przed zwykłą rozmową. Po dzisiejszym treningu masz ochotę zostać na sali i uderzać w niebiesko żółtą Mikasę z całych sił. Tak również robisz. Dziś ponownie cię zbyła. Powiedziała, że ma już plany na wieczór, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Wyżywasz się. Złość wylewasz na piłkach, które rozrzucone po chwili są już po całej sali. Siadasz na chwilę na parkiecie. Myślisz... Wyjście jest tylko jedno. 

Szybko zbierasz piłki do kosza, bierzesz prysznic w opustoszałej szatni, przebierasz się w zwykłe ciuchy, pakujesz wszystko do torby i wychodzisz z pomieszczenia. Musisz powiedzieć dziewczynie, co do niej czujesz. Musisz choć raz nie stchórzyć i pokazać na czym naprawdę ci zależy, b na tej drobnej Białorusince ci zależy. Nie wiesz, czy może już wyszła do swojego mieszkania, czy może jeszcze sprząta w gabinecie. Idziesz długim korytarzem, a do twoich uszu zaczynają docierać dziwne dźwięki. Podchodzisz do drzwi, lekko je uchylasz i już po chwili okropnie tego żałujesz. Widzisz kobietę, którą mógłbyś pokochać i kolegę z zespołu. Pieprzących się na tej samej kozetce, na której ty dwa miesiące wcześniej wyobrażałeś sobie przyszłość.

- I love you - słyszysz jego zachrypnięty głos.
- I don't belive in love, Niko... You only want me... 
- Mayby... But you're special...

Nie możesz wytrzymać więcej słuchanie tego, jak jęczą, jak mówią sobie czułe słówka. Nie potrafisz znieść tego, że tak bardzo cię zraniła. Zrobiła to nieświadomie, ale ty i tak cierpisz. Siedzisz na ławce przed halą, patrzysz się w niebo i w myślach wyzywasz od najgorszych parę kochanków. W dłoni gości tak dobrze ci znana butelka wódki, którą co chwile przysuwasz do ust i przechylasz, by drażniący podniebienie płyn przedostał się do twojej krwi, byś mógł choć na chwilę zapomnieć. Zdajesz sobie sprawę, że ona jest jedynym skarbem, którego nie możesz mieć...

- Nie rób tego, nie upijaj się przez kobietą, która nie jest tego warta, nie marnuj sobie życia...
- A kim ty niby jesteś, żeby mi to wszystko mówisz, co? - stajesz na przeciwko brunetki i mierzysz ją wzrokiem, lekko się chwiejąc. Zauważasz jak pięknie jej niebieskie oczy błyszczą się ulicznym oświetleniem. Górujesz nad nią wzrostem, mimo tego, że wydaje się być ponadprzeciętnie wysoka. - Skąd cię kojarzę?
- Bo pracuje w tym samym miejscu co ty, tylko kto by tam zwracał uwagę na poczciwą recepcjonistkę, nie? - ironizuje. - Uwierz mi, ona nie jest tego warta... - wzdycha i wpatruje się w gwiazdy, które wyjątkowo są widoczne na bełchatowskim niebie. - To nie był ich pierwszy raz...
- Skąd wiesz?
- Bo to ja wychodzę z hali najpóźniej i przeważnie widzę i słyszę, jak się zabawiają... Gdzie mieszkasz? - patrzysz zaskoczony na dziewczynę. - No chcę cię podwiesić, bo w takim stanie nie pozwolę ci prowadzić tego cacka, które niedawno kupiłeś - łapie cię za dłoń i ciągnie w stronę parkingu. - No przecież cię nie wykorzystam, chodź. Tak w ogóle, to Magda jestem... Zaufasz mi?
- Nie mam wyboru... Andrzej...

Pozwalasz podwieść się pod sam blok, odprowadzić pod same drzwi i pocałować w policzek na pożegnanie. Ale nie pozwalasz już jej odejść. Prosisz cicho, by została i po prostu była za ścianą. Zgadza się po chwili. Jesteś spokojny, gdy leżąc na kanapie, opowiadasz jej ostatnie miesiące, twoja głowa spoczywa na jej kolanach, a jej dłonie delikatnie mierzwię ci włosy. Nigdy tego nie lubiłeś, a w tej chwili tak strasznie ci się to podoba. Tak samo jak cała dziewczyna, która jej zwykła, lecz ciebie trafiła chyba strzała Kupidyna. Unosisz głowę, przyciągasz jej twarz do siebie i najdelikatniej całujesz.

- Dziękuję... Jesteś chyba moim prezentem mikołajkowym... 
- Prezenty ma się na zawsze, a ja kiedyś zniknę...
- Uprzednio powodując, że będę szczęśliwy...
- To już zależy od ciebie... To twój wybór....

~*~*~

Cześć Wam :*
Jeśli pokręciłam coś w angielskim, to przepraszam.
Cała ta historia powstała w zasadzie jedynie dzięki piosence Magmy.
Jakoś tak dawno nie pisałam, wiec pomysł przyszedł i od razu napisałam:D
Nie mówię, jak się skończyło, bo to już wasza wyobraźnia musi ułożyć scenariusz, czy Magdzie i Andrzejowi się udało, czy była na długo tym jego prezentem...
Spodobało się?
Dedykowana tym, które są od dawna i w każdej chwili mogę się do nich odezwać. :*
Jeszcze dziś Pozory, jutro Sobotnia, a w niedzielę Add me wings.
Pozdrawiam :*:*